Zbigniew Wodecki - Mitch &Mitch (recenzja)

Autor: Wiesław Zawada • 27 lutego 2016
27 lutego 2016 22:09
Wiesław Zawada MUARAH

Na ciągle wzrastającej fali ogólnoświatowej marki VINTAGE pojawiają się zjawiska, które coraz bardziej zadziwiają. Oto po gramofonach i płytach winylowych, będący ich rówieśnikami artyści, ze swoich przepastnych archiwów wyciągają taśmy z sesji, które kiedyś jako mało ciekawe dopiero teraz nabrały wartości: zarówno artystycznych jak i materialnych.

Nurt określany jako Vintage ma się dobrze i rośnie w siłę. Coraz więcej nagrań w formacie CD trafia do odradzających się tłoczni płyt winylowych. Powody tego stanu rzeczy są różne. Dobrze, gdy przyczyną tego jest dążenie do uzyskania lepszej jakości i subtelności brzmienia, ale warto pamiętać, że powodem przygotowania winylowej wersja albumu może być tylko moda lub chęć ponownego sprzedania tego samego produktu... na nowym i do tego bardzo modnym ostatnio winylowym nośniku. Tak czy inaczej, miło jest zobaczyć na półce nowe wydawnictwo w starym, dobrym formacie 12 cali.

Może się też okazać, że takie analogowe wydanie ma głębszy sens i chyba z taką sytuacją mamy tym razem do czynienia. Płyta odwołująca się do początków kariery Pana Wodeckiego, musiała w końcu trafić na winylowy krążek. Dlatego z dużą radością wziąłem do rąk przesłany mi do zrecenzowania, nowy album Zbigniewa Wodeckiego i formacji Mitch&Mitch.

1976: A Space Odyssey vs. Zbigniew Wodecki

[img:1:L]Przygotowane kilka lat temu w formacie CD wydawnictwo "1976: A Space Odyssey” jest oczywiście nawiązaniem do pierwszej płyty Zbigniewa Wodeckiego - wówczas młodego multiinstrumentalisty: trębacza i skrzypka, a także muzyka grającego w składach orkiestrowych. Artysta wydając swoją pierwszą płytę solową miał już na koncie własne kompozycje i pierwsze sukcesy; również w dziedzinie muzyki rozrywkowej. To nagranie to stylistyczna kwintesencja lat 70-tych, muzyczna podróż Wodeckiego inspirowana w znacznym stopniu twórczością Burta Bacharacha – co sam kompozytor podkreślał w wywiadach. Płyta ze smakiem doprawiona jest latynoamerykańskim sosem, pulsuje rytmem samby, rumby, a na uspokojenie emocji serwuje nam ciepłą melancholię bossa novy. Teksty znanych autorów pasują do tego klimatu idealnie, nie są przesadnie ambitne ale intrygują i bawią dzięki oszczędnej dawce inteligentnego humoru. 

[img:2:L]Oczywiście płyta z 1976 roku musiała być wydana na nośniku winylowym, innej możliwości właściwie wówczas nie było (jeśli nie liczyć kaset magnetofonowych). Tak więc jeśli Kosmiczna Odyseja ma być pełna i konsekwentna, to posunięcie z wydaniem w 2016 roku płyty winylowej było naturalnym, zrozumiałym, a nawet koniecznym krokiem. Tak się składa, że akurat także tę pierwszą płytę artysty, zatytułowaną po prostu „Zbigniew Wodecki”, mam w mojej skromnej kolekcji. Po odkurzeniu starego krążka postanowiłem w ramach moich testów porównać brzmienie i klimat obydwu, oddalonych od siebie o całe 40 lat świetlnych, nagrań!

Okładka

Zacznijmy zatem nasze testy od inspekcji okładki nowego albumu. Na pierwszej stronie widzimy duże zdjęcie przedstawiające głównego bohatera, odwróconego tyłem z wysoko uniesionym nad głowę instrumentem o ciekawym kształcie i intrygującej nazwie – Güiro. Dodam zresztą, że charakterystyczne dźwięki Güiro brzmią bardzo wyraziście w nagraniach na płycie. Ostatnia strona zawiera przede wszystkim spis utworów. Podzielono ją na 4 części - odpowiednio do stron dwóch winylowych krążków. W środku rozkładanej koperty, znajdziemy panoramiczne zdjęcie całej sceny, ujawniające ogrom przedsięwzięcia, a w szczególności skład i rozmieszczenie Orkiestry Polskiego Radia. Ponadto na obwolucie przeczytać można, że mamy do czynienia z nagraniem koncertowym, zarejestrowanym w Studiu im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie. Znajdziemy też listę utworów z ich opisem oraz skład osobowy całej orkiestry. Wygląda to ładnie ale opisy są wykonane bardzo małą czcionką, niemal jak na płytach CD, a przecież na 12 calowym albumie miejsca nie brakuje!

Nie byłem zaskoczony tym, że okładka płyty winylowej w dziwny sposób rozszerza się i wybrzusza tak, że ukryte w środku krążki wyglądają jakby miały zbyt wiele miejsca. Można by wręcz sądzić, że album zawilgotniał, ale ja dostałem ten konkretny egzemplarz z komentarzem, że problem już został zauważony przez producenta. Z tego co się dowiedziałem, problem okładki dotyczy tylko pewnej partii i prawdopodobnie będzie poprawiony w dalszej produkcji. Mimo tych drobnych niedociągnięć, całość robi dobre wrażenie i zachęca do tego co najważniejsze - czyli przesłuchania zawartości dwóch lśniących, czarnych krążków.

Same winyle wyglądają bardzo dobrze, są dosyć ciężkie oraz wzorcowo proste. To ostatnie szczególnie mnie ucieszyło, gdyż moje wcześniejsze doświadczenia z produkcją GM Records uwrażliwiły mnie na problem falistości winylowego dysku. Jeśli nawet zdarzały się takie defekty to wydanie tego albumu pokazuje, że producent potrafi wykonać idealnie płaską płytę. Niestety zauważyłem też nowy problem, bardzo zaskakujący: krawędź płyty została niedokładnie przycięta. Na części obwodu narzędzie tnące weszło głęboko w kierunku środka płyty – na szczęście pozostawiając dostateczny odstęp od pierwszej ścieżki. Na pozostałym obwodzie, krawędź cięcia idzie z kolei zbyt daleko od środka, przez co pozostawiono bardzo ostry rant, którym można się, przy odrobinie pecha, skaleczyć. Obcinanie krawędzi płyty jest ewidentnie do poprawienia. Wydaje się, że to jakiś banalny błąd, który jednak może spowodować niezbyt przyjemne konsekwencje w rękach, a raczej na rękach melomanów.

Odsłuch pierwszej płyty wydanej 1976 roku

Przed odsłuchem materiału właściwego, zapoznałem się z brzmieniem pierwszej płyty Zbigniewa Wodeckiego. To nagranie od której wszystko się zaczęło,  z roku 1976. Chodziło mi o to, żeby sobie przypomnieć jej klimat i specyfikę. Muszę przyznać, że większość wydawnictw z lat 70-tych i wcześniejszych, brzmi zupełnie inaczej niż nagrania współczesne. Nie rzucają na kolana dynamiką, nagrania zrealizowane zostały dość cicho, więc dla większego komfortu słuchania warto nieco mocniej wysterować wzmacniacz. W zamian dostajemy muzykalność, cieplejsze brzmienie, przyjemną dla ucha barwę dźwięku i wiele muzycznych smaczków. Dzisiaj producenci muzyczni przyzwyczaili nas do nagrań bardzo dynamicznych. W takiej realizacji sprzed lat może nam w pierwszym momencie czegoś brakować, ale po dłuższej chwili docenimy, jak przyjemne i relaksujące jest słuchanie tej muzyki.

Zauważyłem też pewien istotny niuans: przy zgrywaniu tego albumu, realizator nagrania bawił się dość swobodnie efektem pogłosu. O ile wokal solisty i instrumenty są nagrane z małym dodatkiem „przestrzeni”, o tyle pojawiające się partie chórków (w tej roli wystąpiły słynne Alibabki), nagrano z pogłosem charakterystycznym dla wielkiej jaskini. Jednocześnie Alibabki jakby rozmnożyły się i wypełniły całe pomieszczenie. Zabawa z pogłosem jest dość charakterystyczna dla tych historycznych nagrań i być może dlatego, 40 lat później, przy nagrywaniu tych utworów na nowo, realizator dał się nieco ponieść fantazji dozując szczodrze podobny efekt – ale o tym przeczytacie w dalszej części. 

Odsłuch nowego albumu z 2016r

Przejdźmy do sedna, czyli do oceny brzmienia nowego nagrania Zbigniewa Wodeckiego w roli Kosmicznego Odyseusza, towarzyszącej mu licznej Gwiezdnej Floty w postaci formacji Mitch&Mitch, Polskiej Orkiestry Radiowej oraz chóru. Po zamianie 40-letniej płyty na nową zauważyłem, że głośność wzrosła ogromnie i musiałem wręcz skorygować poziom wysterowania wzmacniacza. Było to konieczne aby nadal można było słuchać muzyki bez szybkiego zmęczenia.

Z jednej strony to dobrze, ponieważ dzięki większej głośności powiększa się odstęp sygnału od szumu samej płyty, a odczuwalne wrażenie dynamiki również wzrasta. Z drugiej strony obawiałem się, czy tak głośne nagranie na nośniku winylowym, nie spowoduje tak nieprzyjemnych efektów jak przesterowanie i zniekształcenie niektórych rejestrów. Już po przesłuchaniu pierwszego utworu, czyli „Opowiadaj mi tak”, odetchnąłem częściowo z ulgą – jest nieźle! Wciąż jednak miałem wrażenie, że brzmienie jest ostre jak brzytwa, w moim odczuciu momentami zbyt ostre. Z kolei bas wydawał się lekko wycofany i nieczytelny. Po ponownym porównaniu z pierwowzorem z 1976r, doszedłem jednak do zaskakującego wniosku: otóż efekt „wyostrzenia” odczuwa się mocniej w bezpośredniej konfrontacji z brzmieniem pierwszej płyty. Bas był tam wręcz nadmiernie stonowany. Wystarczyło odczekać dłuższą chwilę i odtworzyć wersję współczesną ponownie, żeby spojrzeć na to nieco inaczej i z dużo większą akceptacją. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że część wymagających słuchaczy zauważy, że w przypadku niektórych utworów, dźwięk zbyt mocno atakuje nas w zakresie średnicy i wysokich rejestrów. Jednak w odniesieniu do muzyki tak żywiołowej i zagranej z ikrą, jest to w pewien sposób uzasadnione. Bardziej martwi mnie to, że bas, a precyzyjnie się wyrażając – zakres niskich częstotliwości, ewidentnie nie jest mocną stroną opisywanego albumu. Czasem radzi sobie lepiej, np. w dwóch odsłonach rewelacyjnego utworu „Panny mojego dziadka”, jednak w wielu fragmentach płyty, trochę opada z sił.

Dość długo zastanawiało mnie co może być powodem tak zmiennej formy tej płyty i tu z pomocą przyszła mi edycja na CD oraz DVD, z którą również porównałem winylowy krążek. Okazało się, że słuchając wersji CD miałem te same pytania i wątpliwości, co oznacza, że bynajmniej to nie efekt samego tłoczenia czy masteringu: odpowiada za to dość agresywne brzmienie. Najprawdopodobniej tak właśnie zrealizowano nagranie i nie wykluczam, że mógł to być nawet zamierzony efekt. Podejrzewam w tym chęć nadania świeżości i żywiołowości zaaranżowanym na nowo kompozycjom. Na całym albumie mamy też do czynienia z zabawą w sztucznie dozowany pogłos – podobnie jak w przypadku pierwszych nagrań tych utworów na płycie sprzed 40 lat. Tym razem jednak nie tyle chórki wyolbrzymiają przestrzeń, lecz główny wokalista, co w pierwszym odbiorze wydaje się jeszcze mniej naturalne. Mamy tu nagranie koncertowe, a takie realizacje zawsze są jakimś kompromisem. Jednakże, akurat ten koncert był zarejestrowany w bardzo porządnym studiu radiowym, a nie np. w hali sportowej, co moim zdaniem uprawnia słuchacza do dość śmiałych oczekiwań w stosunku do jakości realizacji nagrań. Mnie osobiście taka realizacja z nadmiarem echa, co najmniej zastanawia i niezbyt przekonuje.

Poza tym jakość samej muzyki i żywiołowe wykonanie są fenomenalne. To przede wszystkim stanowi o sukcesie tej Muzycznej Odysei. Mocnych punktów na mojej subiektywnej liście jest wiele. Moim faworytem jest zdecydowanie, wspomniane już nagranie „Panny mojego dziadka”. Nie dziwi mnie, a nawet cieszy, że nagrano ten utwór aż dwa razy, w nieco różniących się aranżacjach. Obydwie wersje brzmią wspaniale, dynamicznie i tak pulsują radością grania, że aż trudno jest spokojnie usiedzieć w fotelu. Teraz gdy wracam do pierwszego nagrania tego utworu z 1976 roku, nie jestem już w stanie przesłuchać go do końca. Piosenka w pierwotnej wersji wydaje mi się smutna i pozbawiona werwy. Podobnie ma się sprawa z utworem „Partyjka”, który z dość frywolnej, ale niezbyt energetycznej pioseneczki, przemienia się w odjazdowy kawał świetnego grania. W nowej odsłonie jest to wyjątkowy muzyczny żart, pełen brzmieniowych smaczków, pulsujący w rytmie samby. Ogólnie mocną stroną nowego nagrania jest mnogość dźwięków i zaskakujących słuchacza efektów – również z wykorzystaniem stereofonii, a jakże! Naprawdę jest to doskonałe, zawodowe granie i dobrze, że znalazło się w końcu na szlachetnym, winylowym nośniku. Jak dla mnie w tym momencie Odyseja Zbigniewa Wodeckiego osiągnęła swój cel, a misja została spełniona. To przykład, że muzyk może z wiekiem nabrać wigoru, energii i wykazywać się jeszcze większą radością grania, niż w latach swojej młodości. Aż chce się powiedzieć: wspaniale i tak trzymać Panie Zbigniewie!

Płyta ma, owszem, słabsze momenty, ale jest ich niewiele. W zasadzie tylko utwór „Minha teimosia uma arma pra te conquistar” nieszczególnie mnie zachwycił. To luźna wariacja nt. kompozycji brazylijskiego muzyka Jorge Ben Jor’a, potraktowana trochę jako okazja do Jam Session. Zapewne muzycy grając ten utwór na scenie, tak doskonale się bawili, że postanowili zachować ten klimat na płycie. Nie do końca się to jednak moim zdaniem udało: po części z powodu wyraźnie słabszej jakości nagrania tego konkretnie utworu. Kolejny raz miałem wrażenie, że jakość i sposób realizacji nagrań mają wyraźnie nierówną formę. Na całe szczęście, następne w kolejce na drodze winylowego rowka, jest drugie, alternatywne nagranie „Panien mojego dziadka”. I dalej można się znów dobrze bawić potupując nogą!

Fizyczna realizacja tłoczenia

Na koniec kilka słów na temat samego tłoczenia winylu w tym albumie. Mam wiele płyt dobrze zrealizowanych, a także sporo słabych i potrafię już w dużym stopniu selektywnie ocenić jakość nagrania oraz jakość tłoczenia analogu. W tym wypadku miałem też do dyspozycji identyczny materiał wydany w formie CD, mogłem więc te różne wersje dokładnie ze sobą porównać.

Przyznam, że poza krzywym obcięciem krawędzi, o czym wspomniałem już wcześniej, nie potrafię się do niczego przyczepić. Ale to nie wszystko. Słuchając tego albumu chwilami zapominałem, że to winyl, a to z powodu niemal zupełnego braku drobnych trzasków, tak charakterystycznych dla płyty analogowej. To trochę wbrew doświadczeniu a nawet wbrew modzie – bo przecież znane są wydania na CD z celowo dodanymi trzaskami. Uważam jednak, że to bardzo dobrze świadczy o jakości przygotowania matryc i staranności wytłoczenia samych płyt. Również szum przesuwu igły po płycie, w przypadku wielu winylowych płyt często wyraźnie słyszalny, był tak mocno poniżej standardowego poziomu głośności, że praktycznie nie dawał o sobie znać. Przesłuchu międzyścieżkowego nie stwierdziłem. Muszę jednak zaznaczyć, że w tym przypadku miałem zadanie utrudnione, a to z powodu żywiołowej owacji publiczności, wypełniającej przerwy pomiędzy utworami. Dla wyjaśnienia dodam, że ten niepożądany efekt, bardzo charakterystyczny dla nośnika winylowego, najłatwiej jest usłyszeć gdy po bardzo cichym fragmencie, poziom akustyczny gwałtownie rośnie, szczególnie dla niskich częstotliwości. Dlatego najłatwiej jest weryfikować obecność przesłuchu międzyścieżkowego w przerwach pomiędzy utworami. Jedynym mankamentem było opisywane wcześniej lekkie wyostrzenie średnicy i wysokich rejestrów ale to w dużym stopniu zasługa samej realizacji nagrań.  Z powodu wyrazistości brzmienia, odnosiłem wrażenie, że mam w tym przypadku do czynienia z produkcją w technologii DMM (Direct Metal Mastering), jednak nie wiem czy rzeczywiście matryca została wycięta bezpośrednio w miedzianym krążku. W każdym razie, jako konstruktora gramofonów bardzo mnie taka realizacja płyty cieszy. Właśnie takie płyty wyraźnie pokazują różnice pomiędzy gramofonem dobrym i przeciętym. Dobry gramofon wyposażony w odpowiednie ramię i wkładkę wysokiej klasy, ogranicza do minimum trzaski i nie wprowadza sam z siebie żadnych dodatkowych szumów, niechcianych dźwięków ani zniekształceń. Słuchając winylowej edycji płyty „1976: A Space Odyssey” mogłem w pełni odczuć i docenić efekty ponad 100 lat ewolucji technologii analogowej.

Podsumowanie

Z pewnością najnowsza płyta Zbigniewa Wodeckiego to świetna muzyka w brawurowym wykonaniu. Winylowa edycja ma brzmienie bardzo ciekawe i trochę nietypowe. Po zapoznaniu się z całością materiału, stwierdzam, że to dobry album i zapewne większości słuchaczy przypadnie do gustu. Po drobiazgowej, dość krytycznej inspekcji dostrzegam też jego słabsze strony i muszę przyznać, że nie jest to brzmienie, które z czystym sumieniem można nazwać „audiofilskim”. To jednak nieznacznie tylko obniża moją ocenę i nie umniejsza wartości wydawnictwa jako całości.

Ogólnie stwierdzam, że jakość tłoczenia tego albumu jest bardzo dobra i jeśli pojawiają się jakieś wątpliwości co do brzmienia, to raczej nie należy szukać powodów na ostatnim etapie produkcji winylu, lecz na samym początku procesu - czyli na etapie realizacji nagrań. Sądzę, że efekt mógłby być jeszcze lepszy gdyby przy dbałości o jak najwyższą dynamikę nie zapomniano o równowadze tonalnej. Liczyłem na nieco złagodzone brzmienie tak charakterystyczne dla edycji winylowych, tymczasem ten album zagrał bardzo podobnie jak w wersji CD. Uwzględniając wszystkie aspekty, muszę jednak przyznać, że GM Records wykonało bardzo dobrą robotę, trzymam kciuki za wyeliminowanie drobnych niedociągnięć i oby tak dalej!


[img:5:L] 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

1976: A Space Odyssey
Autorzy: Zbigniew Wodecki with Mitch & Mitch Orchestra and Choir 
Wydawca: Lado ABC
Nagrano: 30 kwietnia 2014 w Studio im. Witolda Lutosławskiego w Warszwie. 
Mix: Preisner Studio, Niepołomnice.

[img:1:L] 1. Opowiadaj mi tak
2. Rzuć to wszystko co złe
3. Pieśń ciszy
4. Wieczór już
5. Ballada o Jasiu i Małgosi
6. Panny mego dziadka
7. Dziewczyna z konwaliami

[img:3:L]8. Kochałem panią kilka chwil
9. Posłuchaj mnie spokojnie
10. Przedmieście
11. Odjechałaś tak daleko
12. Partyjka
13. Minha Teimosia, Uma Arma Pra Te Conquistar
14. Panny mego dziadka

 

 

Polskie Nagrania MUZA - SX 1396
Rok wydania - 1976

[img:2:L]Stona A
1. Rzuć To Wszystko Co Złe
2. Pieśń Ciszy
3. Wieczór Już
4. Ballada O Jasiu I Małgosi
5. Panny Mego Dziadka
6. Dziewczyna Z Konwaliami

[img:4:L]Stona B
1. Kochałem Panią Kilka Chwil
2. Posłuchaj Mnie Spokojnie
3. Przedmieście
4. Odjechałaś Tak Daleko
5. Partyjka

Sprzęt użyty w teście

MUARAH AUDIO 

  • Gramofon Mr. Black
  • Ramię Jelco SA-750D
  • Wkładka MC Ortofon Rondo Bronze
  • Przedwzmacniacz lampowy MU-2
  • Wzmacniacz lampowy MU-4

 

 

 

 

reklama
Copyright © INFOMUSIC 2017
Szanowny Czytelniku
 
 
Aby dalej móc dostarczać Ci coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać Ci coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na lepsze dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Poufność danych jest dla INFOMUSIC.PL niezwykle ważna i chcemy, aby każdy użytkownik portalu wiedział, w jaki sposób je przetwarzamy. Dlatego sporządziliśmy Politykę prywatności, która opisuje sposób ochrony i przetwarzania Twoich danych osobowych. 
 
 
25 maja 2018 roku zaczęło obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (określane jako "RODO", "ORODO", "GDPR" lub "Ogólne Rozporządzenie o Ochronie Danych"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować Cię o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich będzie się to odbywało po dniu 25 maja 2018 roku. Poniżej znajdziesz podstawowe informacje na ten temat.
 
Kto jest administratorem Twoich danych osobowych?
 
Administratorem, czyli podmiotem decydującym o tym, jak będą wykorzystywane Twoje dane osobowe, jest INFOMUSIC. Rejestr firm: INFOMUSIC z siedzibą w Gdańsku przy ul. Zielona 20/14  80-746 Gdańsk, Nr ewidencyjny: 112588, Numer VAT: NIP PL 584 2259505, REGON 192 886 210.  Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w naszej Polityce prywatności 
 
 
Jakie dane są przetwarzane ?
 
Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, w tym stron internetowych, serwisów i innych funkcjonalności udostępnianych przez INFOMUSIC,w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez nas oraz naszych Zaufanych Partnerów.
 
Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych osobowych?
Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych osobowych w celu świadczenia usług, w tym dopasowywania ich do Twoich zainteresowań, analizowania ich i doskonalania oraz zapewniania ich bezpieczeństwa jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie. Taką podstawą prawną dla pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. 
 
Komu udostepniamy Twoje dane osobowe?
 
Twoje dane mogą być udostępniane w ramach grupy portali INFOMUSIC.PL. Zgodnie z obowiązującym prawem Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie, np. agencjom marketingowym, podwykonawcom naszych usług oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa np. sądom lub organom ścigania – oczywiście tylko gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną. 
 
Pełna treść w polityce prywatności
 
Gdzie przechowujemy Twoje dane?
Zebrane dane osobowe przechowujemy na terenie Europejskiego Obszaru Gospodarczego („EOG”), ale mogą one być także przesyłane do kraju spoza tego obszaru i tam przetwarzane. 

 
Jakie masz prawa?
 
Prawo dostępu do danych:  
W każdej chwili masz prawo zażądać informacji o tym, które Twoje dane osobowe przechowujemy. Aby to zrobić, skontaktuj się z INFOMUSIC.PL– otrzymasz te informacje pocztą e-mail. 
 
Prawo do poprawiania danych: 
Masz prawo zażądać poprawienia swoich danych osobowych, jeśli są one niepoprawne, a także do uzupełnienia niekompletnych danych.  Jeśli masz konto w INFOMUSIC.PL lub konto portalach grupy INFOMUSIC.PL, możesz edytować swoje dane osobowe na stronie swojego konta. 
 
Szczegółowe informacje dotyczące Twoich praw znajdują się w Polityce prywatności 
 
Dlatego też proszę naciśnij przycisk „ZGADZAM SIĘ, PRZEJDŹ DO SERWISU" lub klikając na symbol "X" w górnym rogu tego oka, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych zbieranych w ramach korzystania przez ze mnie z Usług  INFOMUSIC, w tym ze stron internetowych, serwisów i innych funkcjonalności, udostępnianych zarówno w wersji "desktop", jak i "mobile", w tym także zbieranych w tzw. plikach cookies przez nas i naszych Zaufanych Partnerów, w celach marketingowych (w tym na ich analizowanie i profilowanie w celach marketingowych). Wyrażenie zgody jest dobrowolne i możesz ją w dowolnym momencie wycofać.
 
Pełny regulamin i Polityka prywatności znajduje sie pod poniższym linkiem. Prosimy o zapoznanie się z dokumentem. https://www.infomusic.pl/page/rodo 
 
Zgadzam się, przejdź do serwisu Nie teraz