27 stycznia 2006
10:30
Nowe Placebo w marcu
Na 13 martca 2006, została zapowiedziana premiera nowego albumu grupy Placebo, zatytułowanego "Meds".
Napisany podczas lata 2004 roku, nagrywany przez ponad cztery miesiące 2005 w Rak Studios, ze stosunkowo mało znanym francuskim producentem Dimitrim Tikovoi, oraz zmiksowany przez U2, legendarny Smashing Pumpkins i Flood`ego najnowszy album „Meds” to prawdziwe obnażenie Placebo.
Muzycy są pewni, że stworzyli najlepszy jak dotąd zbiór utworów „Okazało się, że robimy tę płytę, mając za wiele piosenek”, wyznaje Brian. „Wcześniej zawsze nam jakiejś brakowało, a więc poprzeczka została podniesiona. Ostatecznie znalazło się na tej płycie aż pięć, lub sześć singli.” Pozwolili Tikovoi, by zamienił zaplanowane przez nich elementy elektroniczne – kierunek, jaki grupa zamierzała obrać, po napisaniu ciężkiego, syntetycznego „Twenty Years” na płytę z kolekcją singli – na podkład oparty na gitarze, basie i bębnach, by pozwolić przemówić genialnemu pieśniarstwu i odkryć na nowo ogień tkwiący w dźwiękach Placebo dopieszczonych w studiu.
„Pomysłem Dimitri`ego na ta płytę było sprawić, byśmy na nowo stworzyli swój pierwszy album,” wyjaśnia Brian „by wygonić nas z naszej wygodnej strefy, rzucić nam wyzwanie i z powrotem wnieść do Placebo nutę niebezpieczeństwa. Rak, to studio zawieszone w czasie, nie zmieniło się za wiele od lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Nie tworzysz więc płyty w cyfrowym statku kosmicznym, wszystko tu opiera się na twoim nagraniu. Wróciliśmy zatem do bardzo elementarnej strony Placebo. Na przykład – tam gdzie zwykle korzystaliśmy z dobrych drogich keyboardów, tym razem użyliśmy zwykłego pianina. Myślę, że po latach, gdy wyrobiliśmy sobie reputację całkiem skomplikowanych, dużo przyjemności sprawił nam powrót do korzeni na tej płycie, uwzględniliśmy przestrzeń bardziej dla walorów pieśniarskich, niż dla pokazania jak mądrzy jesteśmy i jak dobrzy staliśmy się w wykorzystywaniu studia. Postawiliśmy na prostotę zamiast na zawiłość.”
Efektem tego nie jest jedynie płynny, nabierający szybkości, surowy krzyk płyty, lecz najbardziej ludzka kolekcja utworów Placebo jaka dotychczas powstała. Molko nie odczuwa już potrzeby, by zdefiniować samego siebie poprzez modę i sztuczki S&M – jest teraz dorosłym i precyzyjnym, ostrym w słowach obserwatorem, nie potrzebuje już leksykonu o odruchu kolanowym, by określić deformacje życia. Są tu opowieści o oszalałych psychotykach, którzy zapomnieli zażyć lekarstwa „Meds”, o wstydzie jaki dostrzega swym zamglonym wzrokiem w lustrze w łazience zdegenerowany narkoman, przeglądający się w nim o poranku („Cold Light Of Morning”), o próbie wbicia rozumu do głowy przyjaciołom, którzy dokonują skrajnie złych wyborów stylu życia („Song To Say Goodbye”). Oto subtelnie opowiedziane historie o stracie, zagubieniu, zemście, miłości, nałogach, zależności, pomimo, jak można by pomyśleć, faktu, że Molko powinien mieć już takie rzeczy za sobą. „Wiem,” chichocze Brian.
„Myślę, że będąc w zespole rockowym nie dorastasz tak szybko jak inni ludzie, to co dzieje się w twoim życiu nie ma znaczenia, czy może przez to, że jesteś tak przyzwyczajony do konfliktów i niepewnego chwiania się na krawędzi w obawie, że się rozpadniesz, że czasami musisz wykreować coś wokół siebie, by poczuć, że żyjesz. Słuchając tej płyty odnajdujesz sporo zagubienia i desperacji. W świecie Placebo (org. Placeboworld) nic nie jest proste. Według mnie ciekawą rzeczą jeśli chodzi o ludzi, którzy „zamieszkują” piosenki z tej płyty, jest to, że zawsze znajdują się oni w pewnym konflikcie z samymi sobą, czy to pod względem swojego miejsca na ziemi, czy pod względem braku niezależności, albo nałogu.”
Na płycie znajduje się także nieco tajemniczy kawałek pod tytułem „Space Monkey”, którego znaczenia nie potrafi opisać żaden z członków zespołu, a który to zalewa Stefana emocjonalnym respektem. „Słucham go, lecz nie słyszę nas, jak go wykonujemy, ani nie mogę sobie przypomnieć, jak go nagrywaliśmy,” mówi „to tak, jakbym słyszał zupełnie inny zespół, utwór ten wywołuje we mnie bardzo silne uczucia. To pierwszy raz , gdy coś takiego dzieje się ze mną w odniesieniu do naszej muzyki.” To ich najlepszy (i bez wątpienia najbardziej udany) album, jaki kiedykolwiek stworzyli, który równocześnie stanowi ukłon szacunku w kierunku ich inspiracji, jak i całej spuścizny. Zespół Block Party zapowiada remiks „Because I Want You”, a VV (Alison Mosshart) z The Kills użyczyła wokalu do „Meds”.
To kolejny ryzykowny krok ku niewiadomej dla zespołu, który to, co niewiadome, nazywa swoim domem – jego sukces jest zagwarantowany przez prosty fakt braku konformizmu. Szczerze mówiąc, z takim ogromnym światowym poparciem, nic nie jest teraz w stanie powstrzymać Placebo.
(EMI Music)
Napisany podczas lata 2004 roku, nagrywany przez ponad cztery miesiące 2005 w Rak Studios, ze stosunkowo mało znanym francuskim producentem Dimitrim Tikovoi, oraz zmiksowany przez U2, legendarny Smashing Pumpkins i Flood`ego najnowszy album „Meds” to prawdziwe obnażenie Placebo.
Muzycy są pewni, że stworzyli najlepszy jak dotąd zbiór utworów „Okazało się, że robimy tę płytę, mając za wiele piosenek”, wyznaje Brian. „Wcześniej zawsze nam jakiejś brakowało, a więc poprzeczka została podniesiona. Ostatecznie znalazło się na tej płycie aż pięć, lub sześć singli.” Pozwolili Tikovoi, by zamienił zaplanowane przez nich elementy elektroniczne – kierunek, jaki grupa zamierzała obrać, po napisaniu ciężkiego, syntetycznego „Twenty Years” na płytę z kolekcją singli – na podkład oparty na gitarze, basie i bębnach, by pozwolić przemówić genialnemu pieśniarstwu i odkryć na nowo ogień tkwiący w dźwiękach Placebo dopieszczonych w studiu.
„Pomysłem Dimitri`ego na ta płytę było sprawić, byśmy na nowo stworzyli swój pierwszy album,” wyjaśnia Brian „by wygonić nas z naszej wygodnej strefy, rzucić nam wyzwanie i z powrotem wnieść do Placebo nutę niebezpieczeństwa. Rak, to studio zawieszone w czasie, nie zmieniło się za wiele od lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Nie tworzysz więc płyty w cyfrowym statku kosmicznym, wszystko tu opiera się na twoim nagraniu. Wróciliśmy zatem do bardzo elementarnej strony Placebo. Na przykład – tam gdzie zwykle korzystaliśmy z dobrych drogich keyboardów, tym razem użyliśmy zwykłego pianina. Myślę, że po latach, gdy wyrobiliśmy sobie reputację całkiem skomplikowanych, dużo przyjemności sprawił nam powrót do korzeni na tej płycie, uwzględniliśmy przestrzeń bardziej dla walorów pieśniarskich, niż dla pokazania jak mądrzy jesteśmy i jak dobrzy staliśmy się w wykorzystywaniu studia. Postawiliśmy na prostotę zamiast na zawiłość.”
Efektem tego nie jest jedynie płynny, nabierający szybkości, surowy krzyk płyty, lecz najbardziej ludzka kolekcja utworów Placebo jaka dotychczas powstała. Molko nie odczuwa już potrzeby, by zdefiniować samego siebie poprzez modę i sztuczki S&M – jest teraz dorosłym i precyzyjnym, ostrym w słowach obserwatorem, nie potrzebuje już leksykonu o odruchu kolanowym, by określić deformacje życia. Są tu opowieści o oszalałych psychotykach, którzy zapomnieli zażyć lekarstwa „Meds”, o wstydzie jaki dostrzega swym zamglonym wzrokiem w lustrze w łazience zdegenerowany narkoman, przeglądający się w nim o poranku („Cold Light Of Morning”), o próbie wbicia rozumu do głowy przyjaciołom, którzy dokonują skrajnie złych wyborów stylu życia („Song To Say Goodbye”). Oto subtelnie opowiedziane historie o stracie, zagubieniu, zemście, miłości, nałogach, zależności, pomimo, jak można by pomyśleć, faktu, że Molko powinien mieć już takie rzeczy za sobą. „Wiem,” chichocze Brian.
„Myślę, że będąc w zespole rockowym nie dorastasz tak szybko jak inni ludzie, to co dzieje się w twoim życiu nie ma znaczenia, czy może przez to, że jesteś tak przyzwyczajony do konfliktów i niepewnego chwiania się na krawędzi w obawie, że się rozpadniesz, że czasami musisz wykreować coś wokół siebie, by poczuć, że żyjesz. Słuchając tej płyty odnajdujesz sporo zagubienia i desperacji. W świecie Placebo (org. Placeboworld) nic nie jest proste. Według mnie ciekawą rzeczą jeśli chodzi o ludzi, którzy „zamieszkują” piosenki z tej płyty, jest to, że zawsze znajdują się oni w pewnym konflikcie z samymi sobą, czy to pod względem swojego miejsca na ziemi, czy pod względem braku niezależności, albo nałogu.”
Na płycie znajduje się także nieco tajemniczy kawałek pod tytułem „Space Monkey”, którego znaczenia nie potrafi opisać żaden z członków zespołu, a który to zalewa Stefana emocjonalnym respektem. „Słucham go, lecz nie słyszę nas, jak go wykonujemy, ani nie mogę sobie przypomnieć, jak go nagrywaliśmy,” mówi „to tak, jakbym słyszał zupełnie inny zespół, utwór ten wywołuje we mnie bardzo silne uczucia. To pierwszy raz , gdy coś takiego dzieje się ze mną w odniesieniu do naszej muzyki.” To ich najlepszy (i bez wątpienia najbardziej udany) album, jaki kiedykolwiek stworzyli, który równocześnie stanowi ukłon szacunku w kierunku ich inspiracji, jak i całej spuścizny. Zespół Block Party zapowiada remiks „Because I Want You”, a VV (Alison Mosshart) z The Kills użyczyła wokalu do „Meds”.
To kolejny ryzykowny krok ku niewiadomej dla zespołu, który to, co niewiadome, nazywa swoim domem – jego sukces jest zagwarantowany przez prosty fakt braku konformizmu. Szczerze mówiąc, z takim ogromnym światowym poparciem, nic nie jest teraz w stanie powstrzymać Placebo.
(EMI Music)
więcej: www.placebo.com
reklama