22 sierpnia 2006
01:59
Christoph Titz: jazzowy klimat z elementem popu
Po raz kolejny w Polsce, niemiecki trębacz Christoph Titz, przez zgromadzoną na Starówce publiczność przyjęty został bardzo entuzjastycznie. Jednak mimo gromkich braw, ku rozczarowaniu zgromadzonych, muzycy nie mieli już siły, by zagrać kolejny utwór na bis.
Mało znany w Polsce, za to rozchwytywany w Niemczech, trębacz Christoph Titz już po pierwszych dźwiękach swojej trąbki bez problemu zaskarbił sobie gusta zgromadzonych na Starówce fanów jazzu. Jego koncert reklamowany był jako zupełnie odmienny niż wszystkie pozostałe, które odbyły się w ramach tegorocznego Festiwalu. Rzeczywiście. Każdy, kto sobotniego wieczoru był na rynku Starego Miasta, może to potwierdzić.
Muzyka tego niemieckiego trębacza to mieszanka smooth-jazzu z elementami zaczerpniętymi z ambitnej muzyki elektronicznej oraz samego jazz- rocka czy fusion. Był to pokaz nie tyle kunsztu tego artysty, ale również znakomitej umiejętności łączenia stylów. Titz udowodnił zatem, że nie jest artystą, który stara się ograniczać. Jego twórczość wydaje się być wieczną wędrówka w poszukiwaniu czegoś nowego, co stanowić mogłoby urozmaicenie dla muzyki, którą tworzy. Taka właśnie jest twórczość muzyczna Titza. Pełna dźwięków z pogranicza gatunków.
Momentami jego trąbka przypomina aksamitne brzmienie Chrissa Botti, innym razem przywołuje na myśl popisy Cheta Bakera. Nic więc dziwnego, że należy on do czołowych muzyków niemieckiej sceny jazzowej. Nie współpracuje cały czas z tymi samymi zespołami, a co za tym idzie jest członkiem wielu grup, m.in. Bonefunk, Art of Oryx i Hermosa. Na warszawskim koncercie zagrał wraz z gitarzystą Philipsem Niessenem, Gero Kornerem na instrumentach klawiszowych, basistą Edwardem MacLeanem oraz perkusistami Afrą Mussawisadem i Markiem Lehanem.
Oprócz lirycznych, nastrojowych momentów, podczas ich występu było też miejsce dla kompozycji znacznie bardziej żywiołowych. Pod koniec wręcz trudno było ustać spokojnie, gdy zespół zaprezentował się bodajże od swojej najlepszej strony. Ostatni utwór, swoim klimatem przypominał nagrania takich gwiazd sceny nu-jazzowej jak Sain Germain. W związku z tym, oprócz entuzjastów samego jazzu, artysta ten bez problemu znajdzie dużą publiczność wśród młodych ludzi lubujących się w nieco nowocześniejszej odmianie tego gatunku, jaką jest acid czy elektro-jazz.
Koncert można zatem zaliczyć do tych najbardziej udanych z całego Festiwalu. Przed nami jeszcze tylko jeden występ, zamykający tegoroczną edycję „Jazzu na Starówce”. W sobotę wystąpi mistrz europejskiej pianistyki jazzowej, nagrywający dla wytwórni ECM, John Taylor.
KAMILA CZERNIAWSKA
Mało znany w Polsce, za to rozchwytywany w Niemczech, trębacz Christoph Titz już po pierwszych dźwiękach swojej trąbki bez problemu zaskarbił sobie gusta zgromadzonych na Starówce fanów jazzu. Jego koncert reklamowany był jako zupełnie odmienny niż wszystkie pozostałe, które odbyły się w ramach tegorocznego Festiwalu. Rzeczywiście. Każdy, kto sobotniego wieczoru był na rynku Starego Miasta, może to potwierdzić.
Muzyka tego niemieckiego trębacza to mieszanka smooth-jazzu z elementami zaczerpniętymi z ambitnej muzyki elektronicznej oraz samego jazz- rocka czy fusion. Był to pokaz nie tyle kunsztu tego artysty, ale również znakomitej umiejętności łączenia stylów. Titz udowodnił zatem, że nie jest artystą, który stara się ograniczać. Jego twórczość wydaje się być wieczną wędrówka w poszukiwaniu czegoś nowego, co stanowić mogłoby urozmaicenie dla muzyki, którą tworzy. Taka właśnie jest twórczość muzyczna Titza. Pełna dźwięków z pogranicza gatunków.
Momentami jego trąbka przypomina aksamitne brzmienie Chrissa Botti, innym razem przywołuje na myśl popisy Cheta Bakera. Nic więc dziwnego, że należy on do czołowych muzyków niemieckiej sceny jazzowej. Nie współpracuje cały czas z tymi samymi zespołami, a co za tym idzie jest członkiem wielu grup, m.in. Bonefunk, Art of Oryx i Hermosa. Na warszawskim koncercie zagrał wraz z gitarzystą Philipsem Niessenem, Gero Kornerem na instrumentach klawiszowych, basistą Edwardem MacLeanem oraz perkusistami Afrą Mussawisadem i Markiem Lehanem.
Oprócz lirycznych, nastrojowych momentów, podczas ich występu było też miejsce dla kompozycji znacznie bardziej żywiołowych. Pod koniec wręcz trudno było ustać spokojnie, gdy zespół zaprezentował się bodajże od swojej najlepszej strony. Ostatni utwór, swoim klimatem przypominał nagrania takich gwiazd sceny nu-jazzowej jak Sain Germain. W związku z tym, oprócz entuzjastów samego jazzu, artysta ten bez problemu znajdzie dużą publiczność wśród młodych ludzi lubujących się w nieco nowocześniejszej odmianie tego gatunku, jaką jest acid czy elektro-jazz.
Koncert można zatem zaliczyć do tych najbardziej udanych z całego Festiwalu. Przed nami jeszcze tylko jeden występ, zamykający tegoroczną edycję „Jazzu na Starówce”. W sobotę wystąpi mistrz europejskiej pianistyki jazzowej, nagrywający dla wytwórni ECM, John Taylor.
KAMILA CZERNIAWSKA
więcej: www.jazznastarowce.pl
reklama