Coma: 'Zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków' - LIVE

Coma: 'Zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków' - LIVE

16 listopada 2006, 12:00

Komplet wyprzedanych biletów, pekająca w szwach sala, gorąca atmosfera i uniesiony, fanatyczny wręcz tłum odśpiewujący wspólnie z wokalistą WSZYSTKIE kolejno wykonywane utwory. W naszej rzeczywistości brzmi to trochę jak odległe marzenie. Takie rzeczy to tylko przy Red Hot Chilli Peppers, U2, Depeche Mode, Metallice.... i jak się okazuje - także przy polskiej Comie!   

Oczywiście porównanie do tych kilku legend jest odrobinę prowokacyjne, ale ma zwrócić uwagę na pewne zjawisko. Fenomen łódzkiego zespołu zatacza bowiem coraz szersze kręgi i stawia go na dobrej drodze do osiągnięcia statusu grupy kultowej, której twórczość ponadczasowo wpisze się w historię polskiego rocka.

Coma zbudowała już sobie prawdziwą armię wielbicieli, która jest w stanie skoczyć za chłopakami w ogień i wybaczy im wszystko, nawet zbytnie celebrowanie rozpoczęcia koncertu (trochę bezzasadne dodatkowe 15 minut odliczania na telebimie przy pustej scenie), czy zapalenie krtani wokalisty, które niestety odebrało nam pewną część satysfakcji z uczestnictwa w tym wydarzeniu. Szkoda, bo Piotr Rogucki to chyba jeden z najbardziej charakterystycznych głosów na naszej scenie.

W maju tego roku Coma uraczyła nas swoją drugą płytą. Po sukcesie Pierwszego wyjścia z mroku (m.in. Fryderyk za album roku 2004 w kategorii rock) opinia fanów podzieliła się na zdecydowanych krytyków drugiej odsłony i jej gorących entuzjastów. Zaprzepaszczonym siłom wielkiej armii świętych znaków zarzucono zbytnią patetyczność (choćby za sam tytuł), przeintelektualizowanie tekstów czy brak wyrazistości utworów. Nie ma tu takich hitów jak Spadam czy Pasażer, ale i nie ma kawałków tak dziwnych i odmiennych jak następujące po sobie Zbyszek i Skaczemy (co ciekawe, obie te piosenki pojawiły się na naszym koncercie). Dzięki temu drugi krążek sprawia wrażenie bardziej spójnego i dojrzalszego.

Faktycznie na „nowej Comie” nie ma żadnego klasycznego radiowego hitu. Wystarczy posłuchać pierwszego singla Daleka droga do domu, aby ocenić jak daleko mu do chwytliwości poprzednich. W porównaniu do debiutu utwory wydają się trudniejsze, a ich aranżacje jeszcze bardziej rozbudowane. Stylistycznie dalej jeden kawałek potrafi przejść gdzieś z rejonów Rage Against The Machine, przez wspomnianych już Red Hotów, aż do Kazika i Kultu. Dla mnie osobiście przejścia te nie są jednak w żadnym stopniu rażące, a często ocierają się wręcz o geniusz. Duża zasługa w tym świetnej sekcji rytmicznej (Rafał Matuszak - bas i Tomasz Stasiak - perkusja), jak również wspólnych gitarowych popisów Dominika Witczaka i Marcina Kobzy. Dodatkowo w tym wszystkim wciąż słychać typowe dla Comy emocjonalne napięcie i poczucie, że mowa jest tu o czymś ważnym: o wierze, nadziei, miłości...

Zaprzepaszczone siły... rozpoczyna tytułowa przeszywająca kilkunastominutowa suita, która swoim emocjonalnym przekazem jest prawdziwie godnym następcą otwierającego poprzedni album Leszka Żukowskiego. Z tym, że o ile Leszek... jest dziełem na wskroś przenikliwym, i gdyby nie jego niefortunna nazwa zapewne także mógłby stać się tytułowym utworem płyty, to mocno czuć w nim jednak tą specyficzną młodzieńczą wrażliwość. Tymczasem w Zaprzepaszczonych siłach... mamy do czynienia ze spojrzeniem człowieka, który zdecydowanie wszedł już w dorosły świat by nagle spostrzec, że gdzieś umknęła mu wiara w ideały.

Wróćmy jednak do samego koncertu, bo właśnie od tego kawałka Coma rozpoczęła swój ponad 2-godzinny show w Uchu. Potem było Pierwsze wyjście z mroku, i dalej na przemian Wojna z drugiego CD, Spadam i Sierpień z pierwszego, Czas globalnej niepogody (II)... aż nagle dotarło do mnie, że przy spotkaniu na żywo - utworów z obu płyt słucha się praktycznie jednym tchem (mniej wytrawny znawca twórczości łodzian zapewne nie rozpozna z której płyty jest dany kawałek). To dobitnie wskazuje na konsekwentną budowę własnego stylu zespołu.

Oczywiście nie obyło się bez kontrowersji. Mieliśmy więc dość niezwykłe filmowe intro do mocno politycznego utworu Tonacja, za inicjatywą Piotra dodatkowo podkreślone jeszcze wspólnym skandowaniem słów ”SUPER-PARTIA” (chodzi o aluzję w stronę pewnej Ligi...). Było też krytyczne odniesienie się do polskiej polityki w ogóle, płonące wieże WTC, fragmenty reklam sex-telefonów i słowo DUPA na telebimie...

I tu pojawia się małe pytanie - czy Coma nie jest przypadkiem nieco zbyt chaotyczna i nieuchwytna we własnej przewrotności. Czy z tego całego przemieszania słów i stylów jesteśmy w stanie wyciągnąć jakiś konkretny przekaz. Jak potraktować te liryczne frazy, te „święta niestosownych uniesień”, skoro zaraz po nich pada prozaiczne „skurwiele z podwórka”?

A przecież Piotr, odpowiedzialny nie tylko za wokal ale i liryki zespołu, to laureat grand prix XXV przeglądu piosenki aktorskiej we Wrocławiu za utwór 100 tysięcy jednakowych miast, który trafił potem na debiutancką płytę. Który zaś współczesny poeta może pochwalić się kilkusetosobową salą odśpiewującą wraz z nim jego utwory? Z drugiej strony - do kogo tak naprawdę Piotr kieruje swoje teksty. Dominującą rzeszę publiki stanowili licealiści. Czy grupa podpitych młokosów wyjąca pod sceną słowa „Dopiero teraz wiem jak nisko upada, kto nie wypełnił swego czasu w pokorze...” nie pozostawia pewnej wątpliwości co do zrozumienia ich istoty? Ale jak świetnie określił to ze sceny sam Piotr: „Ludzie, którzy słuchają tego co robimy, to nie tylko energia i siła. To także inteligencja, wrażliwość i piękno.” Nie pozostaje nam zatem nic innego jak wierzyć, że i z tej młodzieży wyrosną mądrzy, wrażliwi ludzie.

Reausmując - mam wrażenie, że muzycy Comy poruszają się po bardzo wąskiej ścieżce pomiędzy glorią a upadkiem, lub inaczej: chwalebnym dobrym smakiem a lekkim swądem kiczu. Jak do tej pory z godnym podziwu sukcesem, szczególnie że zespół w tym co robi jest naprawdę twórczy i nie powiela sztucznie zaranicznych wzorców, będąc przeciwnie - wręcz do bólu... polski (nawet pod kątem używanego instrumentarium).

Życząc w końcu by pozostali na szczycie, bo chyba dawno nie było takiej perełki na naszej scenie, pozostawiam pod rozwagę te swobodne przemyślenia oraz... zaczepki :-)

Piotr Trusiewicz
 
[img:1] [img:2] [img:3] [img:4] [img:5] [img:6]
 
foto: Piotr Trusiewicz
Copyright © INFOMUSIC 2024