RELACJA: 12. Festiwal Ad Libitum
„Życie jest nieustanną improwizacją. Improwizacja to komponowanie z całym wliczonym w to ryzykiem. Można, trzeba i warto nadal eksperymentować”. Te słowa, wypowiedziane przez wybitnych twórców - Agustíego Fernandeza, Carlosa Zingaro oraz Bogusława Schaeffera - stały się mottem festiwalu Ad Libitum- Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Improwizowanej. W tym roku odbyła się już dwunasta edycja tego wydarzenia.
W Laboratorium Centrum Sztuki Współczesnej między 12 a 14 października warszawska publiczność miała okazję raczyć się dźwiękami serwowanymi przez wybitnych twórców z całego świata. Sam termin "ad libitum" oznacza w partyturze, że kompozytor daje wykonawcy swobodę interpretacji utworu, wedle uznania.
Na zdjęciu John Edwards
Drugi dzień imprezy, pomimo że odbywał się w piątek trzynastego, wcale nie był pechowy! Szaleństwo oraz dziecięca radość wydobywania dźwięków - takim oto wspólnym mianownikiem można określić muzyków występujących tego dnia. Domniemać można, że kolejność trzech występów nie była przypadkowa. Na pierwszy ogień poszedł duet Dagna Sadkowska oraz John Edwards. Oboje mieli już okazję niejednokrotnie grać na Ad Libitum. Nigdy jednak nie występowali na tym festiwalu razem.
Opowieść dźwiękowa snuta przez duet była mocno wizualna i pięknie współgrała ze światłem. Oboje rozumieli się doskonale i wyczuwali nawzajem. Wyciągali maksimum możliwości dźwiękowych ze swoich instrumentów, korzystając z całej ich powierzchni. Każdy stukot, szelest, trzask miał ogromne znaczenie w tej opowieści. Jakże trzeba znać swój instrument, żeby takie rzeczy wykonywać! Co prawda na dłuższą metę ten rodzaj przedstawienia mógł się okazać męczący, jednak mimo to było warto doświadczyć tego występu.
Na zdjęciu Veryan Weston
Drugi w kolejności wystąpił kwartet z saksofonistą Trevorem Wattsem na czele - legendą brytyjskiej sceny improwizowanej. Wraz z równie wybitnym pianistą Veryanem Westonem tworzą od prawie dwóch dekad duet muzyczny. W połączeniu z dwiema artystkami młodszego pokolenia - wiolonczelistką Hannah Marshall oraz ze skrzypaczką Alison Blunt stanowią mieszankę wybuchową.
Tym razem pojawia się atmosfera niepokoju. Wirujące dźwięki zapełniają całą salę. Muzyka rozkłada się po całej przestrzeni, drażniąc co jakiś czas nagłymi przeskokami emocji. Artyści kołyszą się wraz ze swoimi instrumentami. Wiolonczelistka niemal stapia się w jedność ze swoim instrumentem. Pianista w skupieniu nadaje koloryt kompozycji, skrzypaczka zasila melodię z wielkim wyczuciem i delikatnością. Sam Watts z wielką radością bawi się dźwiękiem. Cały kwartet emanuje pozytywną energią i czuć, że sami się świetnie bawią.
Na zdjęciu Trevor Watts
Wieczór zakończył występ Deep Memory Trio z Barrym Guyem na czele. Muzyk obchodzi w tym roku swoje siedemdziesiąte urodziny. Postanowił to uczcić dając podczas festiwalu trzy występy, każdy innego dnia. Niezwykle wszechstronny artysta, potrafi zarówno wznosić się na wyżyny improwizacji, jak i grać w orkiestrze, łączy doskonale ze sobą te dwa światy.
Tego dnia wystąpił w towarzystwie muzyków pod postacią tria, które powstało prawie dwie dekady temu. Mowa tu o pianistce Marilyn Crispel (która notabene dała pierwszy od 33 lat występ w Polsce) oraz Paulu Lyttonie – perkusiście. Już od pierwszej minuty wiedzieliśmy, że to będzie hit. Mający bardzo dobry kontakt z publicznością Barry Guy w pewnym momencie odpływa, stapiając się w jedność ze sceną i muzyką. Marilyn Crispell wydobywa spod swych palców dźwięki trzymające w ryzach szalejącego Barry’ego. Paul Lytton wzbogaca brzmienie licznymi akcentami na perkusji, posługując się w tym celu m.in. szpachelką (!).
Na zdjęciu Barry Guy i Paul Lytton
Spokojne, delikatne brzmienie, które lada moment zamienia się w burzę z piorunami, atakuje wręcz odbiorcę swoją gwałtownością. Melodia płynie niczym fala, porywając zachwyconą publikę. Niesie spokój i chaos. Te dwie skrajności przeplatają się za sobą, tworząc smakowity koktajl dźwiękowy. Istni punkowcy jazzowi! Szaleni i genialni.
Gdy kończą swój występ, widownia nie pozwala go zakończyć dwa razy. Ludzie tupią, klaszczą, piszczą, wstają z siedzeń. Klimat i szał, którego mógłby pozazdrościć niejeden zespół rockowy czy punkowy.
Autorka tekstu i zdjęć: Natalia „Kot” Krasowska