26 stycznia 2007
10:34
Info
Sonic Sp. z o.o. ul. Mścisławska 6
01-647 Warszawa
Clap Your Hands Say Yeah ponownie zaskakuje
W 2005 roku debiutancki album grupy Clap Your Hands Say Yeah stał się sensacją. Nie tylko dlatego, że był dobry, ale że w stu procentach został stworzony, wyprodukowany, wypromowany i sprzedany osobiście przez zespół.
Całośc odbyła się z mocnym wsparciem różnych niezależnych serwisów internetowych i blogów. Minęło trochę czasu i oto mamy drugi album CYHSY, który potwierdza, że mamy do czynienia z autentycznym rockowym talentem, a nie sensacją jednego sezonu.
CYHSY - czterech muzyków z nowojorskiego Brooklynu oraz dojeżdżający z Filadelfii wokalista Alec Ounsworth - niczym pierwsi purytańscy osadnicy w Ameryce Północnej wyznają bardzo surowy i rygorystyczny etos pracy. Żadnych rock'n'rollowych głupot czy ekscesów. Robić swoje i robić to dobrze. To procentuje. Wyprodukowany w chałupniczych warunkach album - samodział sprzedał się w imponującym nakładzie 300 tysięcy egzemplarzy. „Some Loud Thunder" ma szansę ten wynik poprawić.
Jest dojrzalszy muzycznie i bardziej profesjonalnie nagrany. Powstał w domowym studiu Dave'a Fridmanna - słynącego z produkcji takich zespołów, jak Mercury Rev i Flaming Lips. Poprawione zostały wszelkie produkcyjne naiwności debiutu: brzmienie stało się bardziej wielowarstwowe, podkreślona została lepiej współpraca obu gitarzystów (Robbie Guertin i Lee Sargent), wzbogaceniu uległa także warstwa wokalna, aż miejscami wręcz przywołuje wspomnienia The Byrds czy niektórych psychodelicznych nagrań The Beatles. No i nieuchronnie pojawia się tu nieco eksperymentowania, jak nieco zniekształcone, jakby przepuszczone przez wodny filtr brzmienie „Underwater", syntetyczny electro-pop w „Satan Said Dance" czy, w kilku miejscach, elementy kiczowatej muzyki z wesołych miasteczek czy kabaretów. Jak w przypadku debiutu, muzyka CYHSY brzmi jednocześnie znajomo, bo jakby wypływa z całej tradycji indie-rocka, a jednocześnie świeżo, bo nie budzi skojarzeń z jakimiś konkretnymi wykonawcami. Charakterystyczny głos Ounswortha przywołuje wprawdzie na myśl Davida Byrne'a czy Toma Verlaina, ale „Some Loud Thunder" to nie ściąga z ich zespołów, Talking Heads i Television, czy solowych dokonań.
To zestaw 11 bardzo ciekawych, oryginalnych, zróżnicowanych i przyciągających uwagę słuchacza utworów. Obietnica, jaką był debiutancki album została tu w pełni dotrzymana.
Recenzja Clap You Hands Say Yeah:
Całośc odbyła się z mocnym wsparciem różnych niezależnych serwisów internetowych i blogów. Minęło trochę czasu i oto mamy drugi album CYHSY, który potwierdza, że mamy do czynienia z autentycznym rockowym talentem, a nie sensacją jednego sezonu.
CYHSY - czterech muzyków z nowojorskiego Brooklynu oraz dojeżdżający z Filadelfii wokalista Alec Ounsworth - niczym pierwsi purytańscy osadnicy w Ameryce Północnej wyznają bardzo surowy i rygorystyczny etos pracy. Żadnych rock'n'rollowych głupot czy ekscesów. Robić swoje i robić to dobrze. To procentuje. Wyprodukowany w chałupniczych warunkach album - samodział sprzedał się w imponującym nakładzie 300 tysięcy egzemplarzy. „Some Loud Thunder" ma szansę ten wynik poprawić.
Jest dojrzalszy muzycznie i bardziej profesjonalnie nagrany. Powstał w domowym studiu Dave'a Fridmanna - słynącego z produkcji takich zespołów, jak Mercury Rev i Flaming Lips. Poprawione zostały wszelkie produkcyjne naiwności debiutu: brzmienie stało się bardziej wielowarstwowe, podkreślona została lepiej współpraca obu gitarzystów (Robbie Guertin i Lee Sargent), wzbogaceniu uległa także warstwa wokalna, aż miejscami wręcz przywołuje wspomnienia The Byrds czy niektórych psychodelicznych nagrań The Beatles. No i nieuchronnie pojawia się tu nieco eksperymentowania, jak nieco zniekształcone, jakby przepuszczone przez wodny filtr brzmienie „Underwater", syntetyczny electro-pop w „Satan Said Dance" czy, w kilku miejscach, elementy kiczowatej muzyki z wesołych miasteczek czy kabaretów. Jak w przypadku debiutu, muzyka CYHSY brzmi jednocześnie znajomo, bo jakby wypływa z całej tradycji indie-rocka, a jednocześnie świeżo, bo nie budzi skojarzeń z jakimiś konkretnymi wykonawcami. Charakterystyczny głos Ounswortha przywołuje wprawdzie na myśl Davida Byrne'a czy Toma Verlaina, ale „Some Loud Thunder" to nie ściąga z ich zespołów, Talking Heads i Television, czy solowych dokonań.
To zestaw 11 bardzo ciekawych, oryginalnych, zróżnicowanych i przyciągających uwagę słuchacza utworów. Obietnica, jaką był debiutancki album została tu w pełni dotrzymana.
Recenzja Clap You Hands Say Yeah:
więcej: www.clapyourhandssayyeah.com
reklama