RELACJA: Phil Collins w Warszawie

[img:1] Fot. Karolina Kiraga

„Not Dead Yet”. Taki przewrotny tytuł nosi autobiografia Phila Collinsa, która ukazała się w 2016 roku. To właśnie od jej tytułu wzięła nazwę trasa koncertowa Still Not Dead Yet Live. 26 czerwca, na zakończenie jej europejskiej części, artysta wystąpił w Warszawie. Na PGE Narodowym jedna z absolutnych legend rocka udowodniła też, że świetnie pasuje do niej tytuł innej książki, która niedawno pojawiła się na naszym rynku – „Phil Collins. Człowiek orkiestra” (autorstwa Maurycego Nowakowskiego).

Zanim bohater wieczoru znalazł się na scenie, byliśmy świadkami niecodziennego wydarzenia. Nieczęsto bowiem się zdarza, aby gwiazda światowego formatu była… supportem. A tak było tym razem. Nile Rodgers – te dane nie mówią za wiele przeciętnemu człowiekowi. Niewiele więcej mówi też nazwa zespołu, którego był liderem, czyli Chic. Ale jeśli trochę poszperamy…

Rodgers to muzyczny wizjoner i rewolucjonista. A także zasłużenie wielokrotnie nagradzany Grammy (i wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame) kompozytor, producent, aranżer i gitarzysta. Dowodzona przez niego grupa Chic (która oczywiście towarzyszyła mu w Warszawie) to wyborowa mieszanka takich gatunków, jak soul, disco, funk, R'n'B i pop. Jej lider tworzył i nagrywał z m.in. Dianą Ross, Davidem Bowiem (w Warszawie usłyszeliśmy „Let's Dance” z jego repertuaru zaśpiewane przez perkusistę Ralpha Rolle'a), Madonną, Lady Gagą, George’em Michaelem, Mickiem Jaggerem czy ostatnio choćby Daft Punk (słynne „Get Lucky”, które oczywiście usłyszeliśmy także w Warszawie, jest właśnie tego owocem!), a płyty z jego udziałem sprzedały się w liczbie ponad 300 milionów sztuk. W Warszawie mieliśmy okazję usłyszeć m.in. takie przeboje, jak choćby „I'm Coming Out” Diany Ross czy „We Are Family” Sister Sledge. Słynny riff do utworu zespołu Queen „Another One Bites the Dust” (napisanego przez basistę Queen Johna Deacona) jest inspirowany innym utworem, którego w Warszawie nie mogło zabraknąć – „Good Times”. Jednym słowem – support najwyższych lotów! Ale najlepsze było dopiero przed nami…

[img:2] Fot. Karolina Kiraga

Collins swój występ rozpoczął niemal punktualnie o 20.45. Na scenę wszedł o lasce, usiadł na specjalnym krzesełku i przywitał nas słowami, które przejdą do historii: „Miałem operację pleców i moja stopa jest spierdolona”. I choć do tej pory zastanawiam się, jaki ma związek stopa z plecami, to to zdanie było wyraźną deklaracją, że artysta nie będzie tego wieczoru w najlepszej formie. Zresztą, nie jest w niej od lat, czego efektem jest choćby fakt, że już nie gra na perkusji. A przecież zanim rozpoczął spektakularną karierę wokalisty, najpierw w zespole Genesis, a następnie solo, był właśnie bębniarzem wspomnianej legendarnej formacji, której utworów nie zabrakło także w Warszawie. Podobnie zresztą jak delikatnego perkusyjnego akcentu Phila. Ale o tym później.

Lata 80. Ta dekada to zdecydowanie najlepszy okres w imponującej karierze Collinsa. Wtedy na dobre Genesis przeformował się z pionierów rocka progresywnego na klasycznych poprockowców tworzących nie tylko przebojowe utwory, ale i ikoniczne wideoklipy będące wizytówkami MTV (tak, tak – to kiedyś był kanał muzyczny). Genesis to obok wspomnianych Queen jeden z najlepszych przykładów tego, jak zespół grający ambitną i trudną muzykę może z łatwością, wdziękiem, ale przede wszystkim w bardzo efektowny i efektywny sposób odnaleźć się w lżejszym repertuarze i poprockowym wizerunku. 

W latach 80. rozpoczęła się jednak przede wszystkim solowa kariera Phila, niemająca odpowiednika w historii. Który bowiem członek wielkiego zespołu rockowego zrobił większą karierę solo niż w nim? Niewielu, ale Collinsowi się to udało. Jego utwory z lat 80. są wizytówką i symbolem tamtej epoki. To właśnie głównie z ich powodu Phil postanowił wrócić z muzycznej emerytury i dać pierwszy solowy koncert w naszym kraju (z Genesis wystąpił u nas w 2007 roku).


[img:3] Fot. Karolina Kiraga

Skutki przytoczonej przez bohatera tekstu operacji sprawiają, że niemal cały koncert zmagający się z bólem wokalista (czasem można był dostrzec grymas bólu na jego twarzy) spędził na wzmiankowanym krześle. Ale na szczęście świetnie uzupełniał go liczny zespół, który (obok publiczności) pomagał mu także wtedy, gdy ze względu na wspomnianą kontuzję odmawiało mu posłuszeństwa trochę także gardło. Collins nie wyciągał takich rejestrów jak dawniej, ale piękna, szlachetna, subtelna i od razu rozpoznawalna barwa głosu Phila pozostała niezmienna, o czym mogliśmy się przekonać choćby przy okazji rozpoczynającego koncert, wielokrotnie coverowanego przeboju „Against All Odds (Take a Look at Me Now)”. Większość artystów takie „hiciory” daje w czasie bisów.

A Phil? On poszedł nawet o krok dalej, bo zamiast na końcu występu, to już jako drugi w kolejności utwór usłyszeliśmy dla wielu najlepszy, a na pewno najpopularniejszy solowy kawałek Collinsa, czyli „Another Day in Paradise”! W tym evergrenie muzyki rozrywkowej (pochodzącym z wydanej w 1989 r. płyty „...But Seriously” i traktującym o problemie bezdomności) głos Phila brzmiał dostojnie i szlachetnie jak w czasach jego największej popularności. Zarówno w tym, jak i innych utworach Phil nie grał na perkusji. Nie robi tego jednak już od ponad dekady, a jest to efekt problemów neurologicznych po operacji kręgów szyjnych. Godnie zastępował go jednak w tej roli jego 18-letni syn Nicholas, który udowodnił, że jest także niezłym pianistą, akompaniując Tacie przy okazji mniej znanego kawałka „You Know What I Mean”, pochodzącego z pierwszej solowej płyty Phila „Face Value” z 1981 r.

[img:4] Fot. Karolina Kiraga

Nicholas miał jednak przede wszystkim dłuższą chwilę, by pokazać niemałe już umiejętności, gdy miał okazje do solowych popisów, w których wspomagał go Richie "Gajate" Garcia. Panowie przy okazji tego rozbudowanego popisu pojawili się też u boku Collinsa seniora wraz z instrumentami znanymi jako cajón. Dzięki temu choć przez chwilę Phil mógł też oddać się bębnieniu. To był jedyny tego typu akcent podczas koncertu. Wróćmy zatem do tego, co były lider Genesis robi obecnie najlepiej, czyli do śpiewania. W trakcie blisko dwugodzinnego występu mogliśmy usłyszeć choćby tak znane utwory, jak energiczny „Don’t Lose My Number”, przebojowe „Easy Lover” czy kończące zasadniczą część koncertu i zagrane podczas deszczu confetti „Sussudio”. Teksty wszystkich tych kompozycji dotyczą tematyki męsko-damskiej, która jest silnie reprezentowana w twórczości Collinsa. Jedną z przyczyn tego jest fakt, iż pierwsze dwie solowe płyty Phila („Face Value” z 1981 r. oraz „Hello, I Must Be Going!” z 1982 r.) pochodziły z czasów, w których Collins cierpiał ból po rozwodzie. Miały w związku z tym dość mroczny nastrój.

Z tego okresu pochodzi też pierwszy wielki solowy przebój artysty, oparty (podobnie jak „Another Day in Paradise”) na nieco hipnotyzującym rytmie „In the Air Tonight” – rozpoznawalny niemal od razu po serii mrocznych akordów. W trakcie tego utworu Phil jedyny raz wstał z krzesła. Za ikoniczną partię perkusji w tym kawałku odpowiadał tym razem Nicholas. Warszawski koncert zdominowały oczywiście solowe kawałki jego ojca, ale nie mogło zabraknąć także kompozycji Genesis. Z repertuaru tej wybitnej grupy usłyszeliśmy efektownie rozbudowane i zaaranżowane „Throwing It All Away”, „Follow You Follow Me” (będące pierwszym wielkim poprockowym przebojem grupy po jej transformacji z zespołu progresywnego; podczas wykonania tego utworu na telebimach mogliśmy zobaczyć fragmenty teledysków, nagrań z koncertów i ze studia czy materiały zza kulis), a przede wszystkim – „Invisible Touch” (zabrakło za to mojego ulubionego utworu z ich repertuaru „Jesus He Knows Me”), który był ostatnim akcentem tryptyku, który według mnie stanowił najlepszy fragment koncertu.

Na wiązankę złożyły się jeszcze poprzedzające go kompozycje: „You Can’t Hurry Love” (cover zespołu The Supremes i mój ulubiony kawałek z solowego repertuaru Phila) oraz „Dance into the Light” – najmłodszy utwór w koncertowych repertuarze. Podczas tych utworów znakomicie sprawdziły się instrumenty dęte kwartetu Vine Street Horns, będące silnym punktem całego koncertu. Zgodnie z przewidywaniami występ zakończył utwór „Take Me Home” zagrany jako jedyny bis.

[img:5] Fot. Karolina Kiraga

Warto tu wspomnieć, że Collinsowi towarzyszył znany jeszcze z czasów występów w Genesis gitarzysta Daryl Stuermer. Inny gitarzysta – przedstawiony jako jeden z najlepszych przyjaciół artysty Ronnie Caryl – towarzyszy mu od ponad 50 lat. Scenicznym doświadczeniem przebijał ich chyba jednak długobrody basista Leland Sklar, który jako sesyjny muzyk wziął udział w nagraniu prawdopodobnie ponad 2000 płyt z czołówką sceny popowej, rockowej i country. Za instrumenty klawiszowe odpowiadał Brad Cole, a w chórkach Collins był wspomagany przez Arnolda McCullera, Lamonta Van Hooka, Amy Keys i Bridgette Bryant, która miała swój duet z bohaterem wieczoru przy okazji „Separate Lives”. Wszyscy oni tworzyli doskonałe widowisko obserwowane niemal przez komplet publiczności. Niemal, bo kilkadziesiąt wolnych miejsc było. Osobiście dziwi mnie też, że pod sceną ustawiono tylko krzesła, gdyż naprawdę było trudno usiedzieć.

[img:6] Fot. Karolina Kiraga

Pierwszy solowy koncert Collinsa w naszym kraju, a jednocześnie ostatni podczas europejskiej części trasy przeszedł do historii. Z wielu względów. Nie tylko muzycznych. Zamknięty dach podniósł temperaturę do około 30 stopni Celsjusza. W dodatku słynna akustyka Narodowego mogła irytować swoim pogłosem. Ale to wszystko nie miało wielkiego znaczenia. W delektowaniu się koncertem nie przeszkadzała stonowana scenografia i oprawa koncertu, pozbawiona zbędnego efekciarstwa. Pomimo nie najlepszego zdrowia Collinsa cały czas miało się wrażenie obcowania z absolutną legendą. Jednym z ostatnich takich artystów, których słucha i ogląda się ogromną nostalgią i pierwiastkiem czegoś niedefiniowalnego.

Autor tekstu: Michał Bigoraj
Zdjęcia dzięki uprzejmości Live Nation i p. Katarzyny Zalewicz

reklama
Copyright © INFOMUSIC 2017
Szanowny Czytelniku
 
 
Aby dalej móc dostarczać Ci coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać Ci coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na lepsze dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Poufność danych jest dla INFOMUSIC.PL niezwykle ważna i chcemy, aby każdy użytkownik portalu wiedział, w jaki sposób je przetwarzamy. Dlatego sporządziliśmy Politykę prywatności, która opisuje sposób ochrony i przetwarzania Twoich danych osobowych. 
 
 
25 maja 2018 roku zaczęło obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (określane jako "RODO", "ORODO", "GDPR" lub "Ogólne Rozporządzenie o Ochronie Danych"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować Cię o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich będzie się to odbywało po dniu 25 maja 2018 roku. Poniżej znajdziesz podstawowe informacje na ten temat.
 
Kto jest administratorem Twoich danych osobowych?
 
Administratorem, czyli podmiotem decydującym o tym, jak będą wykorzystywane Twoje dane osobowe, jest INFOMUSIC. Rejestr firm: INFOMUSIC z siedzibą w Gdańsku przy ul. Zielona 20/14  80-746 Gdańsk, Nr ewidencyjny: 112588, Numer VAT: NIP PL 584 2259505, REGON 192 886 210.  Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w naszej Polityce prywatności 
 
 
Jakie dane są przetwarzane ?
 
Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, w tym stron internetowych, serwisów i innych funkcjonalności udostępnianych przez INFOMUSIC,w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez nas oraz naszych Zaufanych Partnerów.
 
Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych osobowych?
Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych osobowych w celu świadczenia usług, w tym dopasowywania ich do Twoich zainteresowań, analizowania ich i doskonalania oraz zapewniania ich bezpieczeństwa jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie. Taką podstawą prawną dla pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. 
 
Komu udostepniamy Twoje dane osobowe?
 
Twoje dane mogą być udostępniane w ramach grupy portali INFOMUSIC.PL. Zgodnie z obowiązującym prawem Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie, np. agencjom marketingowym, podwykonawcom naszych usług oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa np. sądom lub organom ścigania – oczywiście tylko gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną. 
 
Pełna treść w polityce prywatności
 
Gdzie przechowujemy Twoje dane?
Zebrane dane osobowe przechowujemy na terenie Europejskiego Obszaru Gospodarczego („EOG”), ale mogą one być także przesyłane do kraju spoza tego obszaru i tam przetwarzane. 

 
Jakie masz prawa?
 
Prawo dostępu do danych:  
W każdej chwili masz prawo zażądać informacji o tym, które Twoje dane osobowe przechowujemy. Aby to zrobić, skontaktuj się z INFOMUSIC.PL– otrzymasz te informacje pocztą e-mail. 
 
Prawo do poprawiania danych: 
Masz prawo zażądać poprawienia swoich danych osobowych, jeśli są one niepoprawne, a także do uzupełnienia niekompletnych danych.  Jeśli masz konto w INFOMUSIC.PL lub konto portalach grupy INFOMUSIC.PL, możesz edytować swoje dane osobowe na stronie swojego konta. 
 
Szczegółowe informacje dotyczące Twoich praw znajdują się w Polityce prywatności 
 
Dlatego też proszę naciśnij przycisk „ZGADZAM SIĘ, PRZEJDŹ DO SERWISU" lub klikając na symbol "X" w górnym rogu tego oka, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych zbieranych w ramach korzystania przez ze mnie z Usług  INFOMUSIC, w tym ze stron internetowych, serwisów i innych funkcjonalności, udostępnianych zarówno w wersji "desktop", jak i "mobile", w tym także zbieranych w tzw. plikach cookies przez nas i naszych Zaufanych Partnerów, w celach marketingowych (w tym na ich analizowanie i profilowanie w celach marketingowych). Wyrażenie zgody jest dobrowolne i możesz ją w dowolnym momencie wycofać.
 
Pełny regulamin i Polityka prywatności znajduje sie pod poniższym linkiem. Prosimy o zapoznanie się z dokumentem. https://www.infomusic.pl/page/rodo 
 
Zgadzam się, przejdź do serwisu Nie teraz