

LINN: SELEKT DSM - dotknięty palcem opatrzności
Słuchając zamkniętej prezentacji Linn’a (tak, trzeba było się ustawić w kolejce i cierpliwie poczekać) miałem wrażenie jakbym oglądał film „Szybcy i wściekli” – gdy bohaterowie ciągle wrzucają wyższy bieg, mimo że pojemność skrzyni biegów skończyła się jakieś piętnaście przełożeń temu.
Człowiek myśli sobie, że już złapał Pana Boga za nogi, a tu prezenter robi klik, coś włącza, coś przełącza i robi się bardziej niebiańsko niż było 30 sekund temu – czysta magia.
Wszystkie wersje Selekt DSM wyglądają identycznie
Niepozorna legenda – LP12
Gdy wspomina się markę Linn, to chyba pierwszą myślą każdego audiofila jest powstały w 1973 legendarny gramofon LP12 i co wręcz wydaje się nieprawdopodobne, to po 46 latach jest on nadal produkowany!!!
Można by powiedzieć, że to zasługa hiper precyzyjnego wykonania, ale byłaby to półprawda, bo przecież 3/4 branży powołuje się na ten sam argument… tajemnicą sukcesu jest jego upgrade’owalność, która podąża krok w krok za rozwojem technologii.
Selekt DSM (kliknij żeby powiększyć)
I tak dochodzimy niepostrzeżenie do tegorocznej premiery – odtwarzacza sieciowego Selekt DSM – urządzenia modularnego i również upgrade’owalnego. Zaprojektowanego w taki sposób by jak najlepiej dostosować się do potrzeb konkretnego klienta i tego jak słucha muzyki.
Można więc wybrać, czy zależy nam tylko na wersji „źródłowej” (Streamer / DAC / Preamp), czy również na wzmacniaczu na pokładzie. Można również wybrać czy wystarczy nam DAC klasy Selekt , czy bardziej wydajny Katalyst DAC.
Szczególnie z tyłu widać, że przewidziano miejsce pod dodatkowe moduły
Gałka, którą wyglada jak zaawansowany potencjometr, to tak naprawdę rodzaj czterokierunkowego przełącznika (a’la joystick) pozwalającego przeskakiwać utwory, włączać odtwarzanie, czy przełączać wejścia,
a srebrny pasek na przedniej górnej krawędzi obudowy, to 6 smart-przycisków którym możemy przypisać dowolną funkcjonalność
jak szybki dostęp do: stacji radiowej, podcastu, ulubionego artysty itp.
Prezentacja pozwoliła na bezpośrednie porównanie identycznych technicznie konstrukcji, różniących się tylko DAC’ami – Selekt DSM z wbudowanym Select DAC i wzmacniaczem z bardziej „wypasioną” wersją z Katalyst DAC.
Dodatkowo jako trzecia odbyła się fenomenalna prezentacja systemu kalibracji dźwięku, rozwiązującego problemy wielu pomieszczeń, który uwzględnia m.in. model jak i położenie kolumn.
Gdy Szkot mówi po szkocku to jakby Fish znów śpiewał w Marillion :)
Gdy zaśpiewała St. Vincent utwór „Los Ageless” (z samym fortepianem, proszę nie mylić z hałaśliwą wersją elektroniczną), to już z podstawowym DAC’iem poziom wysycenia nagrania szczegółami był onieśmielający dla sporej części słuchaczy. Za to po przesiadce na egzemplarz z Katalyst stała się rzecz wspaniała – wokal stał się wyraźnie bardziej głęboki i brzmiący, a fortepian dosłownie zmaterializował się na sali wibrującymi w swoich trzewiach strunami. Nastąpił skok jakościowy, jakby co najmniej podwoiła się, lub potroiła moc zasilacza we wzmacniaczu.
Oczywiście ten przyrost jakości ma swoje przełożenie na cenę – Selekt DSM to około 21.500 zł (wersja z Katalyst DAC 29.500 zł). Odpowiednio wersje ze wzmacniaczem to: 27.900 / 35.900 zł.
Oczywistym jest więc, że nie jest to sprzęt dla przeciętego Kowalskiego, ale w moim odczuciu dopłata 6.000 zł do wydajniejszego DAC’a ma swoje racjonalne uzasadnienie. Czy warto więc dopłacić? Warto.
Porównanie poszczególnych modeli można zobaczyć na stronie producenta.
Osobnym tematem jest Space Optimisation – system optymalizacji dźwięku Linn’a, który opiera się na nakarmieniu go konkretnymi danymi co do: rozmiarów pomieszczenia, odległości kolumn od poszczególnych ścian, wysokości sufitu, co na podłodze, z czego są ściany, gdzie są drzwi i okna.
Na podstawie tych informacji obliczany jest rzetelny model akustyczny pomieszczenia (podobnie profesjonaliści „liczą” studia nagraniowe) i na jego wynikach opiera się wprowadzane przez system modyfikowanie sygnału.
To zupełnie inna technika, niż ta spotykana w amplitunerach kina domowego i wykorzystująca mikrofon – podstawowa różnica polega na tym, że model policzony uwzględnia zmienność w funkcji czasu, a model mierzony mikrofonem niestety nie.
Co ciekawe, ta metoda pozwala na naprawienie problemów wynikających ze zwykłej niemożności postawienia kolumn we właściwych miejscach. Czasem bywa to banalny problem konfliktu z otwieraniem okna, albo inny powód praktyczny jak… (wiadomo kto :). Optymalizator pozwala więc na wirtualne przesuniecie kolumn tam gdzie trzeba bez ruszania ich z miejsca, oraz co równie ważne, sprawdza się w przypadku pomieszczeń o nieregularnych kształtach (a takich sporo się współcześnie buduje). Po włączeniu funkcji jakby ściany wyburzono (no, ciut przesadziłem :), albo przynajmniej pozbyto się generowanych przez nie odbarwień.
Nowa optymalizacja jest dostępna jako darmowy upgrade, dla wszystkich dotychczasowych użytkowników DSM’ów (nie tylko Selekt) i działa z niemal dowolnymi kolumnami innych marek (aktualna lista zgodności).
Było po prostu czarownie