DIVALDI: AMP-5 Special Edition - ciary i łzy wzruszenia gwarantowane
Strefa Słuchawek ma w sobie coś z klimatu Tindera — siadasz, zakładasz, 5 sekund, tak / nie, wstajesz i siadasz przy kolejnych słuchawkach. Kiedy więc gdzieś stoi kolejka, bo ktoś się nie może nacieszyć tym, co słyszy, to wiadomo, że trafił na coś ponadprzeciętnego. Gdy jednak ten sam ktoś wraca drugi, trzeci, czwarty raz, to najprawdopodobniej trafił słuchawkowo-wzmacniaczową "Szóstkę".
W firmie Divaldi była podwójna kumulacja, bo nie dość, że ludzie siedzieli długo, a niektórzy wręcz nieprzyzwoicie długo, to w kółko powracali chcąc porównać tutejszy wzmacniacz z czyś co akurat wyhaczyli na innym stoisku...
Powiedzieć o tych dwóch gentlemanach, że to maniacy dźwięku, to jak nic nie powiedzieć
Włodzimierz Duval:
Waldemar Łuczkoś: Na stoisku można posłuchać najnowszą wersję wzmacniacza słuchawkowego AMP-05 Special Edition. W swojej podstawowej wersji on już był w zeszłym roku wystawiany, natomiast w tej chwili mamy jego najnowszą odmianę, która wydaje się troszeczkę ciekawsza — w tej konstrukcji jest zastosowane nieco inne rozwiązanie w stosunku do standardowego modelu.
Dołożyliśmy tu pewien układ hybrydowy wpływający na pewien zakres harmonicznych, które są niepożądane — on analizuje dźwięk i go weryfikuje. Ogólnie dzięki temu układowi dźwięk jest o wiele spokojniejszy, natomiast przy nagraniach o złożonej strukturze, jak rejestracje akustycznej klasyki, w wokalach, w wokalach operowych, w instrumentach używanych w orkiestrze wprowadza pewną naturalność i to robi piorunujące wrażenie na osobach, które są wrażliwe i słuchają takiej muzyki — ludzie sami to wychwytują i zwracają na to uwagę.
Rozmiar wzmacniacza jest nieco mylący, ale jak się przyjrzeć to widać 3 wejścia słuchawkowe: duży jack 6.3 mm / XLR / i drugi symetryczny 4.4 mm
Gdy byliśmy w Monachium, sporo osób było tam bardzo zaskoczonych, że w tak małym urządzeniu jest ukryta tak ogromna dynamika dźwięku z bardzo silnym, kontrolowanym basem i to niezależnie od tego, czy graliśmy z magnetofonu szpulowego, czy z gramofonu — robiło to wrażenie tam, i dziś, jako że to trzeci dzień warszawskiej wystawy możemy z czystym sumieniem powiedzieć, że tu też goście byli mile zaskoczeni.
Przy okazji okazało się, z naszym wzmacniaczem lepiej wypadają słuchawki FINAL D7000 od nowszych D8000, no po prostu tańszy model słuchawek ciekawiej wypada z tym wzmacniaczem w porównaniu do tych droższych i dlatego stworzyliśmy z nich prezentowany zestaw, bo jak mówi hasło na banerze autorstwa p. Piotra Ryki — są zgraną parą.
Pora na drobną dygresję, obie pary słuchawek FINAL'a są znakomite, a nowsze D8000 są obiektywnie rzecz biorąc lepsze od poprzedników, natomiast to, o czym tu mówimy to owo rzadko spotykane zjawisko, gdy suma 1+1=3. Takie duety, to rzadkość i tym bardziej warto je doceniać, ponieważ za mniejsze pieniądze dostajemy ewidentnie wartość dodaną, której normalnie nie da się kupić.
(kliknij)
Przez te trzy dni przyszło kilka osób również ze swoimi słuchawkami, bo każdy ma możliwość wpięcia się i oni również byli mile zaskoczeni.
Wypada się chyba pochwalić jeszcze jedną rzeczą — my tu sobie siedzimy niemal na samym końcu Strefy Słuchawkowej i od zaskakująco wielu osób usłyszeliśmy, że wcześniej nie trafili na równie intrygujący i ciekawy dźwięk co u nas, co traktujemy jak wyraz najwyższego uznania i jakby rekomendację dla innych.
Jesteśmy również wyjątkowi pod innym względem — gramy z gramofonu. Mieliśmy dziś rano ciekawy przypadek pana, który zupełnie nie chciał słyszeć o pomyśle odsłuchu z winyli, więc zagraliśmy mu z CD i dopiero gdy z ciekawości poprosił o przełączenie się stwierdził, że: "To jest jednak inny świat" w pozytywnym znaczeniu oczywiście. Mamy tu dość przyzwoity gramofon z dobrej klasy wkładkę ze szlifem Shibata, żeby dać przedsmak Hi-End'u jaki jest do osiągnięcia za relatywnie nieduże pieniądze.
Najprzyjemniejsze co ludzie mówią o naszej ekspozycji to, że przy naszym dźwięku się odpoczywa.
Sam wczoraj z ciekawości przeszedłem się po kilku stoiskach i posłuchałem tam urządzeń dobrych, niektórych nawet bardzo dobrych, natomiast czy ja byłbym w stanie spędzić z nimi cały dzień? No wątpię, natomiast tutaj ludzie wpadają na chwilę i mówią, że mogliby tu siedzieć godzinę.
Doskonale to rozumiem, natomiast do takiego słuchania muzyki trzeba najnormalniej w świecie dorosnąć i wtedy zaczyna się zauważać, że niekiedy za dużo jest muzyki w muzyce jak cukru w cukrze i to (w przeciwieństwie do bimbru z tego cukru) na dłuższą metę męczy.
Divaldi, to nie tylko sprzęt miniaturowy, ale również tak ciężki, że we dwóch z trudem udało się kolejnego bohatera postawić do zdjęć na ładniejszym stoliku, natomiast co ciekawe dalsza rozmowa dotyczyła urządzenia, które dopiero ma być.
Nowa końcówka mocy DIVALDI GOLD PA ONE
(kliknij)
Mamy ze sobą również wzmacniacz, a właściwie jest to końcówka mocy dual mono i przedpremierowo wzmacniacz zintegrowany (nie był wystawiony, więc zdjęć nie ma — red.). Na tle każdej integry taka końcówka zagra większym dźwiękiem, natomiast nasza integra jest niesamowicie romantyczna i nie ma znaczenia, czy realizacja jest przeciętnej jakości, czy jest bardzo dobra.
Ten wzmacniacz, podobnie jak słuchawkowy AMP ma zdolność wciągania słuchacza na dłużej, a nie jest to cecha powszechnie spotykana.
Jeszcze tej integry nigdzie nie prezentowaliśmy, ale mogę już powiedzieć, że istnieje możliwość zapięcia do niej słuchawek wstęgowych. Siedzi tam wzmacniacz mający niecałe 100 W przy 8 Ohmach w klasie A, natomiast przy 2 Ohmach ma dość duży zapas mocy i takie słuchawki można spróbować do niego zapiąć, bo taka wstęga mająca część Ohma swojej rezystancji, musi dostać spory ładunek energii i to już muszą być duże wzmacniacze głośnikowe do napędzenia. Pomijam, że to z kolumnami również chodzi świetnie i to jest wzmacniacz, który z wielodrożnymi kolumnami sobie daje radę. Mówię z wielodrożnymi, a nie z monitorami. W środku siedzą różne elementy kontroli prądowej — wielodrożne zwrotnice pasywne mają niestety bardzo płytkie filtrowania, więc każdy z przetworników wpływa na to, co się dzieje na zaciskach głośnikowych. Jeśli wzmacniacz sobie nie daje rady, a nie daj Boże ulega wyłączeniu, czyli tzw. switching distortion (wyłączenia stopnia końcowego — red.), co jest w tranzystorach często spotykane, to tam nie ma tego efektu — czyli przy dużych poziomach ciśnienia można nie uwierzyć, jak kolumny zmieniają swój charakter. Tu nie ma progu. Ten wzmacniacz ma takie cechy i one technicznie są mierzalne, bo on ma pasmo przenoszenia zbliżone do pasma mocy, czyli na wysokich poziomach ma podobną strukturę, jeśli chodzi o widmową obróbkę sygnału (filtrowanie — red.).
To kompletnie nieoficjalne zdjęcie, ale publikowane za zgodą firmy, przedstawiające ową tajemniczą integrę
/ ludzie, czy wy widzicie wielkość tego toroida na środku albo te warstwy aluminium składające się na radiatory?
(kliknij)
Natomiast podczas wystawy stała schowana w kartonie pod stołem
(kliknij)
Powyższe zdjęcie zrobiłem wyłącznie po to, by móc napisać, że gdybym był: muzykiem / muzykologiem / fanem klasyki i płyt, to każdemu poleciłbym dokładnie ten tor analogowy — wiem, co mówię, ponieważ prywatnie używam od kilku miesięcy AMP-5, więc wiem, na co stać to maleństwo, ciary wszędzie to standard, a mam "zaledwie" poprzednią wersję bez nowego "uszlachetniacza".
Przeczytałem wczoraj, że Boeing szuka w Polsce zdolnych inżynierów do projektowania nowych samolotów wąskokadłubowych,
a dlaczego szuka ich u nas? Bo mamy zajebiście zdolną kadrę inżynieryjną, więc zanim się obejrzysz za Hamerykańskim czy Angolskim sprzętem zobacz, co można kupić "po sąsiedzku", a mamy w kraju kilku producentów genialnych gramofonów / kolumn / monitorów studyjnych / wzmacniaczy lampowych / wzmacniaczy tranzystorowych / kabli itd. i nie oczekuj drogi czytelniku, że jak polskie to będzie za półdarmo — jak urządzenie gra na 100%, to jest warte swojej ceny i powinno kosztować 100%