Szum starej płyty jako wyraz równowagi w przyrodzie
Od pewnego czasu próbuję znaleźć dowód na prawdziwość tezy, która tłumaczy siłę jaką powracają do łask płyty winylowe. Rozmawiając ostatnio z jednym z polskich inżynierów zaangażowanych w budowę toru audio, w pełni opartego o urządzenia cyfrowe, doszliśmy do kolejnego ciekawego wniosku.
Nieco ponad 30 lat dominacji formatu CD staje się powoli przeszłością. Kiedy Philips i SONY w 1982 roku pokazały swój wynalazek, wydawało nam się, że rozwiąże on większość problemów z którymi w tamtych czasach borykali się melomani. Zdaje się, że słowa audiofil wówczas nie używano – były to czasy gdy słuchało się muzyki w radio, z czarnych płyt i różnego rodzaju taśm. Bardziej lub mniej zdawaliśmy sobie sprawę z ograniczeń dotyczących jakości dźwięku, sprzętu było relatywnie mniej, muzyki też, a co do radości z jej słuchania – różnie.
Potem nastały czasy cyfryzacji prawie wszystkiego. Cyfra niczym walec próbuje wyrównać od pewnego czasu ilość bitów, hertzów sposobów oversamplingu i wszystkich innych parametrów opsujących dźwięk. Pisząc powyższe słowa, celowo wtrącam takie zwroty jak „Philipsowi wydawało się“, „nastały czasy cyfryzacji prawie wszystkiego“ wiadomo bowiem, że jak się komuś coś wydaje to może się mylić, a na dodatek jak powszechnie wiadomo „prawie" robi wielką różnicę.
Dlatego też cyfrowy walec, pomimo dużej masy, wszystkiego do końca nie wyrównał. Philisowi tylko wydawało się, że znalazł audiofilskiego świętego Gralla, a melomani, teraz nazywani audiofilami, rozczarowani formatem cyfrowym wracają do domeny analogowej.
Słowo „rozczarowanie“ ma tu kluczowe znaczenie. Przecież bardziej lub mniej świadomie, słuchając wzmacniacza tranzystorowego oceniamy go mówiąc – „posiada cyfrowy nalot“ – w domyśle tęskniąc za nalotem lampy. Pisząc o kolejnym, „grającym jak milion dolarów“ kablu, dodajemy z satysfakcją zdanie o „ociepleniu brzmienia“. Czy nie jest to niezbitym dowodem za organiczną wręcz tęsknotą do czarnych, winylowych płyt?
I na koniec dwa gwoździe do trumny. Polecam kilka nagrań, w których producenci dodają szum i trzask płyty do nagrań zrealizowanych w formacie CD lub wręcz nagrywają CD miksując stare winylowe nagrania... o stylizowaniu CD na winyle nie wspomnę.
W następnym tygodniu jesteśmy już umówieni na spotkanie w tłoczni płyt. Powstanie fotoreportaż i wywiady z osobami, które z płytami mają tak bliski kontakt, że bliższy sobie trudno wyobrazić. Zapraszamy do lektury.