CHORD CPM 2800 MKII
WZMACNIACZ ZINTEGROWANY Z DAC Autor: • 16 maja 2017- Bardzo nowoczesny wzmacniacz. Przygotowany praktycznie na każde współczesne i tradycyjne źródło sygnału.
- Bardzo solidna konstrukcja oraz charakterystyczne wzornictwo. Bardzo wygodne do przenoszenia rozwiązanie w postaci dwóch metalowych "uchwytów" pomiędzy bocznymi nogami. Właściwie jest to wzmacniacz all-in-one.
- Doskonała dynamika, przy jednoczesnym zachowaniu spokoju. Ukazuje mnóstwo nagranych detali, nie giną one w odmętach gonitwy za perfekcyjnym graniem.
- Dla świadomych swoich potrzeb audiofilów, może on być poważnym kandydatem w poszukiwaniu wzmacniacza ostatecznego.
- Przy słabszym źródle nie różnicuje nagrań i uśrednienia barwę i charakter nagrań z różnych lat.
- Lekko wycofana scena i tendencja do grania na tylnej ścianie. Tworzy dystans, który odsuwa muzyków w głąb sceny. Ocena tej cechy to bardziej kwestia upodobań, niż faktycznie wada.
W świecie audio cyfra i tranzystor i urządzenia lampowe funkcjonują obecnie na równych prawach. Jednak, dla osoby ukształtowanej przez rozżarzoną bańkę próżniową i płytę winylową, współczesny wzmacniacz tranzystorowy lub cyfrowy to często nadal - przejaw najprawdziwszej egzotyki.
Piszę oczywiście o sobie, szczególnie, że dotychczasowe moje kontakty ze wzmacniaczami, których konstrukcja opierała się na krzemie, mogę porównać do spotkań z osobą zadżumioną - obchodziłem je szerokim łukiem, bo sprzęt ten po prostu grał dla mnie zazwyczaj niepoprawnie, a najczęściej, po prostu źle. Propozycja posłuchania i opisania wzmacniacza firmy CHORD była dość zaskakująca, ale zgodziłem się na zasadzie: „no dobrze... posłucham, pośmieję się i pójdę do domu, ciesząc się, że nie mam tego wzmacniacza u siebie na stałe”. Nokaut nastąpił zaraz po pierwszych dźwiękach, które z niego usłyszałem. Nie wspomnę o takiej drobnostce jak brak szumu w kolumnach. Przy wzmacniaczach lampowych przydźwięk taki jawiłby się jako cisza totalna. Lampa wszak żyje własnym życiem - raz zaszumi, innym razem zabuczy, bo generalnie, świat lampy nie jest pozbawiony szumu. Natomiast świat z którego pochodzi wzmacniacz firmy CHORD, tak - tam cisza, to taki miły i oczywisty dodatek. Osoby takie jak ja, które na co dzień „grają” lampą wiedzą o co chodzi.
CPM 2800 MkII...
... jest nową wersją swojego starszego brata i poprzednik nie posiadał w nazwie magicznego MkII. Urządzenie wzbogacono o wbudowany przetwornik cyfrowo-analogowy... dokładnie ten sam, który znajdziemy w słynnym HUGO. W materiałach dotyczących wzmacniacza przeczytamy ponadto, że w CPM 2800 MkII wykorzystano moduł Spartan 6 FPGA. Dzięki niemu DAC oferuje zniekształcenia na praktycznie niesłyszalnym poziomie 0,0003%.
Front wzmacniacza wygląda bardzo przyjaźnie. Do estetyki całej serii trzeba się przyzwyczaić, ale jedno z rozwiązań jest godne uwagi. To dość ciężkie urządzenie i przenoszenie go - dzięki zainstalowanym pomiędzy solidnymi nogami, dodatkowym usztywnieniom, staje się łatwe i wręcz... przyjemne.
CPM 2800 MkII to bardzo nowoczesny wzmacniacz. Pozwala na operowanie sygnałami cyfrowymi w jakości do 32 bit/384 kHz poprzez cyfrowy kabel BNC i USB lub do 24 bit/192 kHz przez przewód optyczny. Format DSD64 obsługiwany jest na wszystkich wejściach, a DSD128 - za pośrednictwem kabla koaksjalnego lub USB. Wyposażono go ponadto w odizolowane galwanicznie wejście USB, co ma zapewnić lepszą jakość brzmienia i szybszą transmisję danych. Dla urządzeń z systemem Windows, wejście to wymaga instalacji specjalnych sterowników.
Do dyspozycji jest również łączność bezprzewodowa. Mamy tu Bluetooth z aptX o zasięgu do 30 metrów. Wzmacniacz można użyć jak zwykłą końcówkę mocy: można podłączyć go do procesora kina domowego, amplitunera lub przedwzmacniacza. Zasilacz o ultra wysokiej częstotliwości, oferuje bardzo efektywnie generowaną moc, a jego skuteczność jest gwarancją jej dużych rezerw. Dzięki temu, wzmacniacz bez problemu napędza nawet najbardziej wymagające głośniki. Dla wygody mamy do dyspozycji także bardzo poręczny pilot zdalnego sterowania.
Tył wzmacniacza
Tylny panel posiada praktycznie wszystko, o czym marzyć może współczesny audiofil. Gniazda są logicznie ułożone i opisane i nie ma się nad czym się zastanawiać... nie budzi także wątpliwości ich jakość. Niezależnie od tego czy jest to tradycyjny, czy nowoczesny system audio, do wzmacniacza CHORD CPM 2800 MKII można w sposób bezpośredni podłączyć praktycznie wszystko... oprócz gramofonu.
Na panelu tylnym wszystko bardzo dokładnie i czytelnie opisane.
Cieszą wysokiej jakości gniazda i solidnie porty głośnikowe.
Odsłuch
W naszej recenzji skupimy się jednak na podstawowej funkcji tego urządzenia. Przetestowaliśmy go w funkcji klasycznego wzmacniacza zintegrowanego, który podłączony był do kilku różnych źródeł sygnału oraz kilku różnych zestawów głośnikowych.
... pierwsze chwile i szczęka mi się nie zamyka od komentarzy i to tych pozytywnych. Ten wzmacniacz ma barwę, "powietrze" i coś, co powoduje, że chce się go dalej słuchać. Ponieważ pierwszy odsłuch nie miał miejsca w warunkach akustycznych, do których jestem przyzwyczajony, zapragnąłem kontynuować go u mnie w pokoju, na moim systemie. Z przyjemnością zasiadłem w fotelu i zacząłem żonglować płytami z muzyką. Odtwarzacz CD został podłączony zarówno za pomocą przewodu cyfrowego jak za pośrednictwem zwykłego, poczciwego RCA. Gramofon zarówno poprzez wejście RCA jak i wejście zbalansowane.
Odtwarzacz CD
Na początek Anna Maria i jej ostatnia produkcja pt. "MINIONE". Ach, jak ona przepięknie pojękuje! Anna, osiągając granice sztuki wysokiej, doprowadziła swój zawodzący styl śpiewu do perfekcji. Zagrana z Kubańczykami muzyka, w dobie produkcji, gdzie wszystko jest wyrównane i wystrojone do granic absurdu, jawi się jako oaza żywej, zagranej z odpowiednią dozą naturalnego feelingu, muzyki.
Ta produkcja, ze względu na specyfikę samego procesu nagrywania, zawiera dużo muzycznych detali-artefaktów. W nagraniach słychać hałasy poruszających się muzyków, utrwalone, związane z graniem na żywo "dźwięki" emocji. Warto wykorzystywać ten materiał jako testowy. Poza tym to świetna płyta! A jak ją pokazuje CHORD? - zupełnie inaczej niż mój Audio Note. Ten materiał jawi się ewidentnie ciemniej, jest bardziej skupiony, a jego interpretacja wydaje się być bardzo precyzyjna. Anna "stęka" w najlepsze, a basista „szyje" na piątej strunie swojego bas tak niskie dźwięki, że nieomal wywołuje trzęsienie ziemi. Te wstrząsy są pod tak precyzyjną kontrolą, że żaden sposób nie przypomina to kompresji czy przyduszenia dźwięku. Bas jest potężny. Na najniższych dźwiękach usłyszeć można nawet artykulacyjne zagrywki. Zagranie tego na strunie H basu jest wielką sztuką, sztuką jest także to, aby w procesie nagrywania dźwięki nie zlały to się w jedną, basową magmę. To w równym stopniu świadczy o klasie muzyka, klasie nagrania i jakości wzmacniacza, który z tych tektonicznych dźwięków nie zrobił basowego kleksa... duże brawa!
A co z resztą pasma? Tony wysokie na tej płycie są lekko wycofane. Ale nie chodzi mi o jakieś maskowanie pasma czy gubienie szczegółów. Nic z tych rzeczy. To pasmo jest świetnie zmiksowane i zszyte ze średnicą - stąd ten efekt. To raczej spokój i ulga dla zmysłów. To co mnie trochę bardziej zaskoczyło, to lekko konturowa średnica. Ja lubię brzmienie papierowego głośnika średniotonowego i wszystko co jest z taką prezentacją związane. Na płycie A.M. Jopek ta średnica była lekko cofnięta i musiałem się dobrze wsłuchać, co przez to zyskujemy, a co tracimy. Zyskujemy przestrzeń, która zagospodarowuje tył sceny. Drugim aspektem jest precyzja, która przy dźwiękach o szybkim ataku - takich jak np. talerze, zatraca obecność sceny tuż przed nami. Zyskujemy także ten „papier” w barwie - papier, który ja osobiście uwielbiam.
Czas na inny materiał i na dodatek pochodzący wręcz z innej, muzycznej epoki. Płyta również nagrana na żywo, bez montażu i zbędnego procesu produkcyjnego. Wydane na "złocie" przez znaną z doskonałych reedycji wytwórnię Mobile Fidelity Sound Lab, wspaniałe i klasyczne nagranie króla muzyki bluesowej - Muddy Waters’a. Płyta "Folk Singer” to materiał zarejestrowany w 1963 roku.
To co od razu łatwo usłyszeć, to zupełnie odmienne wrażenie objętości sceny. CHORD tworzy głębię i znacząco zwiększa dystans od słuchacza. Na moim lampowym wzmacniaczu Audio Note, Waters siedzi tuż przede mną. CHORD „przesadził” go trochę w głąb sceny. Ja tak nie lubię, ale jest wiele osób, które to wręcz uwielbiają. Więc dla jednych jest to wada, a dla innych zaleta. Barwa nagranego materiału jest znakomita, a to między innymi za sprawą doskonałej realizacji. To nagranie zostało zarejestrowano w studio, ale Live. Tu nie ma ściemniania. Tu jest prawdziwa muzyka na żywo. Gdy kontrabasista popełnia błędy i gra nieczysto część frazy, to nikt tego nie wyczyścił. Gdy Waters krzyknie i przesteruje sygnał, to jest to odczucie bardzo niemiłe, ale niezwykle prawdziwe. Dynamika tego materiału jest olbrzymia. To, co zostało nagrane cicho gra delikatnie (niuanse na gitarach jak glisy, podciągnięcia strun,”martwe nuty”), a to co panowie zagrali głośno - takie właśnie jest. Chord nie uszczknął z tych detali absolutnie nic! On je tylko rozmieścił w przestrzeni w inny sposób. Jak zwykle pasmo basu jest genialnie kontrolowane - ten nieprecyzyjny kontrabas, momentami jest po prostu nieczysty. Został nagrany „tak jak stał”, i dzięki temu brzmi jeszcze bardziej wiarygodnie. Głos Watersa jest pełen emocji, odcieni, wynikającej z nagrania live artykulacji. Gdy chce krzyknąć, to delikatnie odsuwa się od mikrofony. Zmienia się wtedy barwa i głośność. CHORD to bardzo dobrze pokazuje - nie słodzi, nie maskuje. Gitary akustyczne brzmią krystalicznie czysto (warto przypomnieć: realizacja tego materiału to 1963 rok). Ta płyta to taki wzorzec dobrego brzmienia i realizacji. O walorach artystycznych nie wspomnę, bo to najwyższej klasy rzemiosło i klasyka gatunku. Szkoda tylko ,że ta scena jest lekko do tyłu... muszę się do tego przyzwyczaić.
Teraz czas na muzykę jazzową. Giovani Guidi Trio i nagranie „City of Broken Dreams" - płyta wydana w 2013 roku przez wytwórnię ECM. Piękne jazzowe combo z nieco egzotycznych jak dla tego gatunku muzycznego - Włoch: fortepian, kontrabas, perkusja. Przepiękna muzyka, zawieszona gdzieś w onirycznej przestrzeni snów, wypełniona tematami o zabarwieniu włoskiej kantyleny.
CHORD bardzo zwięźle zaprezentował scenę, na której muzycy tworzą ten spektakl. To przyjemne odczucie, skupione na tym, co najważniejsze - na muzyce! Ten wzmacniacz jej nie rozmywa, tylko klarownie i precyzyjnie prezentuje. Nie wprowadza barwowego niepokoju, który skutkuje często tym, że skupiamy się wyłącznie na dźwiękach a nie na tym co je spaja, tworząc muzykę. Na pewno CHORD brzmi ciemniej i gęściej niż mój lampowy Audio Note. I znów pojawia się pytanie: czym ten wzmacniacz jest, jakim wzorcem brzmienia? Po której stronie można go postawić? Ma cechy lampy, ale przecież to rasowy „tranzystor”. Na dodatek nasuwa mi się stwierdzenie, że CHORD nie jest ani jednym, ani drugim . To zupełnie nowa jakość brzmienia, z cechami obu tych konstrukcji. Mówi się że tranzystor to szybkie i precyzyjne brzmienie, z doskonale kontrolowanym basem. Mówi się, że lampa to brzmieniowe czary-mary, klimat i ciepło . CHORD ma po trochu każdej z tych konstrukcji, łączy wymienione wyżej cechy i daje jeszcze coś od siebie.
Czas na inną płytę: Anja Garbarek i jej fantastycznie zrealizowane nagranie „Smiling&Waving”. Oj, czego tu nie ma. Dużo instrumentów akustycznych, efektów przestrzennych, elektroniki. Płyta piękna i zarazem bardzo wymagająca od słuchacza uwagi. Sporo się tu dzieje i CHORD w sposób bardzo muzyczny prezentuje skomplikowane plany tej płyty. Znowu jestem pod wrażeniem...
Na pewno mogę powiedzieć, że w tym gęstym aranżu nic nie zostało zgubione. Słychać najdrobniejsze szmery, szumy i te wspaniałe, szalone elektroniczne pasaże. I tak samo jak przy prezentacji wcześniej słuchanych płyt, ten wzmacniacz lokuje się po ciemniej stronie brzmienia. To nie wada tylko charakter. Świetnie interpretowane są dźwięki, które znajdują się na granicy percepcji słuchu. Wychodzą z ciemnych aranżacyjnych zakamarków tej płyty i ukazują swoje oblicze. Tu wzmacniacz ujawnił jedną cechę, która bardzo mi odpowiada. To jego niezmienna przy cichym lub głośnym słuchaniu, barwa. To olbrzymia zaleta.
Taśma
A teraz czas na już trochę zapomniany format nośnika - niezwykle
arystokratyczna taśma magnetofonowa! Tak, tak taśma do magnetofonu szpulowego i to nie jakaś pokątnie przegrywana kopia, tylko produkcja która jest kopią z taśm matki. Firma STS-Digital od jakiegoś czasu weszła w rynek taśm „reel to reel” czyli produkowanych 1:1 kopii nagrań z taśm matek. Magnetofon to Telefunken M10, studyjny, fantastycznie brzmiący relikt dobrej jakości z 1965 roku! Połączenie Telefunken-CHORD realizowane jest w torze zbalansowanym, przewodami XLR. Pierwsza taśma to składanka żeńskich wokali, z orkiestrami jazzowymi, z końca lat 50-tych: „Diamond voices of the fifties”. Zbalansowany tor tego wzmacniacza brzmi precyzyjnie i bardzo muzykalnie. Bez przegięć w jakąkolwiek stronę.
Wszystko jest poukładane na swoim miejscu. Jak zwykle świetnie kontrolowany bas i lekko wycofana średnica, która wpływa na to, że zakres niskich częstotliwości odbierany jest jako trochę mocniejszy. Tony wysokie na nagraniach słuchanych z taśmy to osobna sprawa. Ich tam po prostu ”nie ma”. I nie chodzi o to, że powyżej 5kHz jest jakiś filtr, tylko że na analogowych nagraniach z połowy ubiegłego wieku górnej części pasma nie zarejestrowano tak jak na współczesnych nagraniach cyfrowych wysokiej rozdzielczości.
Ale za to, ten zakres w analogu, to prawdziwy miód na uszy. I CHORD bardzo ładnie, i z klasą pokazuje ten charakter analogowej rejestracji. W trakcie tej części testu coraz czytelniej ujawnia się sam charakter brzmieniowy tego wzmacniacza. Po przejściu na taśmę coś zaczęło się wyjaśniać. Ten wzmacniacz produkuje dźwięk przypominający lampę push-pull. Tylko kontrola prądowa, lampy już nie przypomina albowiem jest to kontrola totalna. Mimo ciepłej barwy tego materiału, wzmacniacz trzyma wszystko w ryzach i nie pozwala nawet na najmniejsze spóźnienie jakiegokolwiek pasma. Świetna cecha! Mam tylko taką wątpliwość. Słucham sobie nagrań z różnych okresów i brzmią trochę podobnie. Tego nie lubię i zwracam na to uwagę przy odsłuchach. To powinno być zróżnicowane i powinniśmy bez większego wysiłku usłyszeć, kiedy odtwarzany materiał został zrealizowany. Na szczęście CHORD nie ujednolica tego jak np. topowa Yamaha A-3000, którą rozwalcowano w sposób okrutny wszystkie muzyczne dekady. Ten jednolity brzmieniowo szablon był bezlitośnie okropny. Przy tym wzmacniaczu bez znaczenia było to, że nagranie pochodziło z lat 60-tych czy 80-tych. Wynik końcowy z oceny odsłuchu był zawsze bardzo podobny.
Ben Webster i materiał z roku 1967: „Old Betsy-The sound of Big Ben Webster”. Taśma brzmi fantastycznie, a CHORD nie psuje przyjemności z odsłuchu. Jeszcze raz napiszę: CHORD kontroluje wszystkie zakresy pasma w sposób totalny. To brzmienie jest szybkie i zwarte. I jak przy wcześniejszych nagraniach także z taśmą jest on cieplejszy niż mój lampowy Audio Note. Słucham sobie tego Bena Webster’a jakbym odsłuchiwał ten materiał pierwszy raz. Ciekawość podpowiada pytanie dotyczące tego, co się zaraz wydarzy? To świetne uczucie być w taki sposób zaskoczonym! Następny odsłuchiwany materiał to pianista Peter Beets. Trio zostało nagrane w 1996 roku.Nie jest to może mistrzostwo świata w realizacji, ale materiał został nagrany bezpośrednio na taśmę. Koncertowe granie w akustycznym jazzie niesie ze sobą dużą ilość szczegółów. Tu nie zostały one wyczyszczone w procesie edycji materiału. I tego właśnie oczekuje od dobrej reprodukcji dźwięku na moim systemie. Słychać tu ulotność tej realizacji, jej niedoskonałości i dźwięki, które obecnie prawdopodobnie zostałyby usunięte. CHORD pokazuje to „uczciwie”.
Gramofon
Jako podstawowe źródło analogowe w moim systemie używam gramofonu ZONTEK z 14 calowym ramieniem i wkładką Ortofon Spu Royal N oraz przedwzmacniacza SimAudio Moon lp5.3 z dedykowanym zasilaczem PSX 5.3. Ponieważ lampowy wzmacniacz Audio Note OTO Se nie posiada toru zbalansowanego, na co dzień nie mogę korzystać z podłączenia symetrycznego. Skwapliwie zatem skorzystałem z tego co oferuje CHORD.
Po podłączeniu system jakby dostał nowe życie i „kopa”, o jakim nawet nie śniłem. Okazało się, że z tym wzmacniaczem są to zupełnie inne urządzenia - taki Doktor Jekkyl i Mr Hyde. Połączenie RCA prezentuje ten preamp bardzo poprawnie, ale włączenie toru zbalansowanego oferuje "dynamiczny ogień", w którym pięknie prezentują się najdelikatniejsze smaczki i detale ze świetnie podkreśloną mikrodynamiką. Co ciekawe, muzyka prezentowana z winyla, była bardziej zróżnicowana stylistycznie niż w torze cyfrowym. Tu wyraźnie można odróżnić czas w którym nagrania były rejestrowane. To, co tak bardzo przeszkadzało mi w odsłuchu z toru cyfrowego, tu nie miało tak negatywnego wydźwięku. To połączenie pokazało mi, że nie stoję oto przed koniecznością wymiany mojego przedwzmacniacza phono na nowe lampowe cudeńko, które lepiej odpowiadać będzie moim lampowym upodobaniom. Związek preamp Moon + wzmacniacz CHORD to urządzenia wręcz stworzone do takiego muzycznego mariażu. Słuchałem wszystkiego, co wpadło mi w ręce - i za każdym razem była to ogromna przyjemność.
Podsumowanie
Pora zbliżać się do końca spotkania z tym wzmacniaczem. Jakie wnioski nasuwają się po kilku godzinach odsłuchów? Pierwszy to zaskoczenie. Zaskoczenie jakością brzmienia, które ten wzmacniacz oferuje. Jest naprawdę dobrze! Nie jest ono chude tylko bardzo rasowe - wręcz mruczenie, spokojne w charakterze, z mnóstwem detali, które nie giną w odmętach dynamicznego gonitwy za perfekcyjnym graniem "w punkt". Dynamika tego wzmacniacza jest na 5. Czy bardziej przypomina on tranzystor czy lampę? Ma cechy obu tych konstrukcji, jednak produkuje dźwięk trochę bardziej zbliżony do urządzenia lampowego, pracującego w układzie push-pull - zaznaczam "trochę".
Wzmacniacz wyposażony jest we własny DAC. Grzech z niego nie skorzystać i nie wpiąć bezpośrednio do niego źródła cyfrowego. Brzmi dobrze, bo sroce spod ogona nie wypadł, jest to bowiem elektronika z brytyjskiej stajni CHORD, a przecież jest ona znana ze swoich znakomitych przetworników. Ten DAC jest bardzo mocnym argumentem, kiedy będziemy zastanawiać się nad kupnem tego wzmacniacza. Co mi przeszkadza w tym brzmieniu? Po pierwsze: to trochę wycofana scena. Tworzy on taki dystans, który odsuwa muzyków w głąb sceny. To raczej kwestia upodobań, niż faktycznie wada, ale ja lubię granie „do przodu”.
Bardziej daje mi się we znaki cecha uśrednienia barwy i charakteru nagrań z różnych lat. Chciałbym, aby bardziej wyraźnie zaznaczony był charakter produkcji i estetyka poszczególnych nagrań. I tu mam największą zagwozdkę: jak to ocenić. Audio Note pokazuje te sprawy jednoznacznie. Gdy gra Miles Davis rejestrowany w latach 60-tych, to nie mam wątpliwości że są to lata 60. Kiedy włączam nagrania Davisa z lat 70-tych, to nie można było tego pomylić z żadną inna dekadą. Tu niestety Chord wprawia mnie w zakłopotanie. Co prawda mniejsze niż podczas odsłuchów Yamaha A-3000, ale jednak zwróciłem na ten aspekt uwagę. Czy to jedna z jego cech? Zapewne wiele osób nie zwróci na to uwagi jak ja i może pomyśleć, że się czepiam, ale musiałem odnotować ten szczegół. Czy ten wzmacniacz ma jeszcze jakaś wadę? Tak, uzależnia!
Parametry techniczne
Parametry
- Moc: 120W RMS per channel @ 0.05% distortion into 8Ω
- Pasmo: 0.8Hz to 46kHz
- S/N Ratio: > -103dB
- Separacja kanałów: > 80dB
- Impedancja wejściowa: 47 kOhm Unbalanced – 94kΩ Balanced
- Slew Rate: 70v per μS 1kHz, 20v Square Wave
- Gain: 23dB
- Wymiary: 42 x 355 x 133 mm
- Waga: 16kG
Sprzęt użyty w teście
Sprzęt
- Wzmacniacz: CHORD 2800 CPM 2800 MKII
- Kolumny: TANNOY Definition DC8 Ti, PMC twenty5.26, Elektro-Voice Interface Delta
- Zasilanie: GigaWatt PC-3 SE EVO
- Kable zasilające: Yarbo/Furutech, KBL, GigaWatt
- Stolik: SolidTech Rack od Silence 3 Regular
- Kable głośnikowe: KBL Red Eye, QED RUBY Anniversary Evolution
- Interkonekty: QED Reference Audio Revolution XLR, QED Reference Digital Audio 40, ATLAS Hyper.
SYSTEM II
- Wzmacniacz: Mastersound Evolution 845
- Przetwornik: Nagra Classic DAC
- Przedwzmacniacz: Nagra Classic Preamp
- Podstawa: Nagra VFS L
- Odtwarzacz: Lyngdorf CD-2
- Podstawa: B-Fly
- Zasilanie: IsoTek EVO3 Mosaic Genesis Hybrid
Nagrania:
- The Classical Collection – Chesky Records UD 95
- Holly Cole "Temptation" Metro Blue 7243 8 34348 2 4
- Marie Boine, Leahkastin/Unfolding - Verwe 523889-2
- Jazz At The Pawn Shop - PROP 7778-79
- Rebecca Pidgeon, The Raven - Chesky Records - JD115
- Diana Krall, Love Scenes - Impulse! – IMP 12342
- The Bad Plus, For all I Care - DO THE MATH RECORDS
- Dallas Wind Symphony, Fiesta! - Reference Recordings RR-38CD
- Portico Quartet - CDRW186
- Pink Floyd, The Wall - 7243 8 31243 2 9, CDEMD 1071
- Roger Waters, Amused to Deth - Columbia, 468761 2
- The Dave Brubeck Quartet, Time Out - CK 65122
- Arabesque, Crystal Cable Sampler - CC 200901
- Stephan Micus, The Music Of Stones, ECM 1384, 837 750-2.
- Muddy Waters, Folk Singer -
- Anna Maria Jopek MINIONE -
- Giovani Guidi Trio, City of Broken Dreams -
- Anja Garbarek, Smiling&Waving -