

Mateusz Pospieszalski Quintet: Tralala
Poniższy tekst, jest relacją ze spotkania artysty jakie odbyło się z prasą, na kilka dni przed premierą albumu - wstyd się przyznać ale "zawieruszył" się na serwerze. Zapewne nie ujżałby już światła dziennego gdyby nie trafiła się okazja by do niego powrócić. Tą okazją jest koncert promocyjny Mateusza Pospieszalskiego w Studiu Muzycznym Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej w radiowej Trójce (1.10.2017 o 19:05).
Mateusz Pospieszalski: Wystąpimy w nieco zmienionym składzie w porównaniu z sesją nagraniową. Na pianinie zagra Kuba Płuszek, na kontrabasie Alan Wykpisz, za bębnami usiądzie Dawid Fortuna, saksofony to Marek i Mateusz Pospieszalscy, a wokal – Barbara Pospieszalska. Czyli sekstet.
W programie wieczoru oczywiście materiał z albumu "Tralala", na którym znalazła się mieszanka jazzu, popu, rocka i folku.
Próbowałem połączyć na niej ogień i wodę, ponieważ swój ukochany, frywolny jazz włożyłem w bardziej spokojne ramy popowej piosenki. Mam nadzieję, że się udało - mówi muzyk.
Mateusz Pospieszalski - człowiek instytucja. Jakże inaczej określić muzyka, który na co dzień udziela się w VOO VOO, okazjonalnie w kilku innych zespołach, jest aranżerem, producentem, tekściarzem, wokalistą i kompozytorem? Ma na swoim koncie ścieżki do filmów i przedstawień teatralnych, a do tego, co kilka lat, znajduje jeszcze chwilę, by wydać coś pod własnym nazwiskiem.
Piątek, 7 kwietnia 2017 to data oficjalnej premiery najnowszej produkcji Mateusza Pospieszalskiego sygnowanej jako "Mateusz Pospieszalski Quintet". Trudno jeszcze powiedzieć czy płyta odniesie sukces komercyjny na miarę produkcji VOO VOO, ale jedno jest pewne - muzyki na niej nagranej posłuchać warto. Bez wątpienia płyta należy do takich gdzie każdy kolejny odsłuch odkrywa coś nowego. Osoby, którym jazz jest obcy zapewne będą potrzebować nieco czasu na docenienie albumu i skupią się na warstwie popowej, natomiast otwarte na tego typu nowatorskie brzmienia uznają go za objawienie.
Od lewej: Marek Pospieszalski, Barbara Pospieszalska, Mateusz Pospieszalski
Mateusz Pospieszalski: Boję się, gdy mówi się, że zaprosiłem do współpracy młodą gwardię Pospieszalskich. Zaraz się z tego robi klan... i towarzyszą temu skojarzenia, że niby Steczkowscy… Nie, po to ich zaprosiłem, żeby grali jako moja rodzina. Oni są po prostu równorzędnym partnerem, z którym mogę i chcę grać. Młodzież jest źródłem świeżych inspiracji. To oni najintensywniej chłoną współczesny świat...
Quintet tworzą: Barbara Pospieszalska (śpiew) - córka chrzestna, Marek (saksofon tenorowy) - syn artysty. Sekcja rytmiczna: Maksymilian Mucha (kontrabas, śpiew) oraz Moritz Baumgärtner (perkusja). Nad całością szefowskie skrzydła rozpostarł Mateusz Pospieszalski (saksofon tenorowy, klarnety, śpiew).
Pospieszalski: Do projektu zaprosiłem samą młodzież… Barbara to dojrzała wokalnie artystka i nie wstydzę się pokazać z nią na scenie. Nie wstydzę się również grać z Markiem, który na co dzień ma kalendarz totalnie zajęty grając z quintetem Wojtka Mazolewskiego. Maksymilian Mucha - został właśnie, po raz drugi zaproszony do współpracy przez Christiana Scotta - trębacza z Nowego Yorku. Jest jedynym białym muzykiem w ich zespole. Aktualnie odbywają tourne po Europie Zachodniej - tym się można chwalić... - Amerykańce dzwonią do gościa pochodzącego z Częstochowy, a on chodził z moim synem do klasy! Dla mnie to jest precedens, bo do tej pory to my dzwoniliśmy i zapraszaliśmy Amerykańców do współpracy. Na perkusję zaprosiłem Moritza Baumgartnera, bo to człowiek z zupełnie innej przestrzeni. Ostatnio został nominowany do prestiżowej nagrody Echo Jazz - jako jeden z trzech najlepszych perkusistów.
Ogromne słowa uznania należą się całej piątce muzyków, nie daje się odczuć, że dzieli ich aż taka różnica wieku.
Pospieszalski: To nie jest trudna muzyka, to nie jest coś zaskakującego, ale to jest coś nowego (...) Całe życie chciałem grać tylko na saksofonie, ale w międzyczasie w zespole Voo Voo zacząłem śpiewać i komponować. Zacząłem poszukiwać przestrzeni, która będzie dla mnie wyzwoleniem na przecięciu totalnej improwizacji i piosenki - i taka była moja poprzednia płyta Empe3. Tym razem dodatkowo dołączyłem jeszcze przestrzeń słowa.
Słuchając tego albumu kilkukrotnie zauważyłem, że raz odbiera się go jak płytę instrumentalną, by przy kolejnym odsłuchu dostrzegać same piosenki - ciekawe. Do napisania tekstów Mateusz zaprosił osoby stale obecne w jego życiu muzycznym: Wojciecha Waglewskiego (VOO VOO), Adama Nowaka (Raz Dwa Trzy), Bartłomieja Kudasika (Zakopower), Jacka Bieleńskiego (Wolny człowiek z Łodzi). Osobiście również popełnił kilka tekstów. Jednym słowem w warstwie literackiej, to dzieło samo w sobie.
Zdjęcie powstało już po części oficjalnej i pokazuje "Klan" na wydechu
- trójka pełnych radości młodziaków, acz jeden to typowy przykład młodego duchem
Pospieszalski: Płyta nagrana jest w całości po polsku. Uważam bowiem, że śpiewanie po angielsku dla Polaków to obciach. Nagrań dokonaliśmy w Trójce, w Studio im. Agnieszki Osieckiej. To jedno z tych starych, tradycyjnych miejsc, które ciągle brzmią najlepiej. Realizował Jacek Gładkowski. Zagraliśmy na 100% - zachowując atmosferę koncertu, graliśmy razem. Dograny został tylko jeden wokal i jeden chórek. Brzmienie jest w pełni akustyczne i naturalne.
Utwory na albumie są bardzo zróżnicowane i chwilami tak "gęste", że aż trudno uwierzyć, iż prawie cały materiał powstał bez dodatkowych zabiegów kosmetycznych.
Muzyka przepełniona jest zmiennością klimatów, temp i gatunków. Tworzą go między innymi urzekające brzmienia bałkańsko-słowiańskich saksofonów, które po chwili ustępują miejsca czarnej muzyce, a ta po chwili znów zahacza o nuty zainspirowane Prawosławiem. Klimaty międzywojenne, tango, nowoorleańskie pieśni pogrzebowe... blueso-ballady lub ballado-bluesy, trochę pastisz, trochę pop, a całość wieńczy przepięknej urody hymn-modlitwa od którego ciary chodzą po plecach.
Muzyka popularna w większości opiera się na tworzeniu harmonii, stąd taka popularność gitar czy instrumentów klawiszowych. Jej przeciwieństwem jest tworzenie utworów, które budowane są w oparciu o brak owych harmonii, tu prym wiodą jazzmani. Przypadek Tralala to jeszcze inna historia - podstawowe instrumentarium to dwa saksofony, kontrabas, perkusja i wokal ale utwory zostały tak przepięknie zaaranżowane i zbudowana została tak spójna przestrzeń, że powstało dzieło stanowiące wypadkową tego co ambitne i tego co jest akceptowalne dla „zwykłych” zjadaczy chleba.
Gdyby przed premierą tej płyty zapytał mnie ktoś czy marzy mi się słuchanie przez 45 minut dwóch saksofonów non-stop, to chyba… poprosiłbym o coś innego do recenzji. Teraz gdy mam za sobą wiele odsłuchów: na Sonos faberach, na Focalach Sopra N°3 i na słuchawkach MrSpeakers Flow jednego jestem pewny, gdybym nie usłyszał tego albumu, moje życie muzyczne byłoby uboższe.
Wdzięczny jestem opatrzności, że przeciął nasze drogi
Album promuje film/teledysk Krzysztofa Kokoryna, który powstawał przez cztery dni,
było to podobno najbardziej męczące leżenie w łóżku, jakie Mateusz w życiu zaliczył