

NoiseGard 2.0 czyli Noise Cancelling w słuchawkach Momentum
Ciekawostka dla ciekawskich czyli jak wyglądają słuchawki Momentum Wireless od d… strony („d” pochodzi od wyrazu drugi), a dokładniej to gdzie się mieści NoiseGard 2.0 i dlaczego go nie widać. Niniejszy tekst stanowi rozwinięcie recenzji słuchawek Momentum Wireless, który można przeczytać tu.
Podstawa działania systemów Active Noise Cancelling jest prosta: zewnętrzny mikrofon zbiera dźwięk z otoczenia, a układ elektroniczny odwraca go w fazie i nakłada na przesyłany do naszych uszów sygnał - na przykład - muzykę. W ten sposób każdy sygnał pojawiający się wokół słuchacza zyskuje w słuchawkach swój negatyw - tak więc fala przenikająca przez obudowę z zewnątrz trafia na swoją “antyfalę” w wyniku czego obie się na wzajem znoszą. Tyle na ten temat teorii. Gdybyśmy mogli w jakiś cudowny sposób całkowicie wyeliminować przedostawanie się fal z zewnątrz przez nausznik okazałoby się, że w słuchawkach słyszymy cały zgiełk otoczenia. Z tej zależności wypływa dość oczywisty wniosek - im dany model posiada lepsze parametry tłumienia pasywnego, który jest wynikiem stopnia tłumienia samej konstrukcji, tym mniejszej ingerencji w sygnał musi dokonywać elektronika. Może to, ale nie musi przełożyć się na lepszą jakość przekazu muzyki. Analogicznie możemy sobie wyobrazić sytuację odwrotną - firma projektuje tani, prosty model i przerzuca całą robotę na elektronikę - finalnie stopień wyciszenia otoczenia będzie podobny, ale poziom zniekształceń w torze audio będzie o wiele większy.
Jedną z firm, które opisany mechanizm doprowadziła nieomal do perfekcji jest firma Sennheiser.
Lewa muszla
Po zdjęciu pada widać niewiele - karbowany przeźroczysty przetwornik schowany za kratownicą, dziwnie dużo plastikowych wzmocnień, białą przeźroczystą akustycznie „fizelinę” chroniącą wnętrze komory przed śmieciami i relatywnie spory jak na wielkości mikrofonów spotykanych w noise cancellingu mikrofon wewnętrzny. Przetworniki w słuchawkach (poza nielicznymi wyjątkami) nie zajmują wcale aż tak wiele miejsca jak się je o to podejrzewa.
Zastanawiający jest natomiast rozmiar przewodu wchodzącego do muszli (w klasycznych Momentum ma coś koło dwóch milimetrów grubości). Widoczne cztery otwory to śruby mocujące zaklejone folią by i tu również bród się nie zbierał. Obok białej naklejki znajduje się maleńki hologram potwierdzający autentyczność produktu.
Mała zielona płytka po lewej to antena NFC.
Prawa muszla
Poza naklejką informującą nas o różnych nieistotnych detalach również niewiele się dzieje. Wróćmy na moment do roli mikrofonów wewnętrznych - analiza sygnału zwrotnego odbywa się niezależnie dla lewego i prawego kanału i mówiąc kolokwialnie, polega na odjęciu czystego strumienia danych muzycznych od sygnału jaki został faktycznie wytworzony przez przetworniki (muzyka + przeciwfaza zakłóceń) i sprawdzenie ile zakłóceń faktycznie nie zostało wygaszonych po napotkaniu fali pierwotnej zakłóceń, która przebiła się przez obudowę. Jeżeli wygaszanie jest zbyt mało skuteczne podejmowane są działania zaradcze. Wszystko to się odbywa w ucha mgnieniu.
A oto cyfrowy mózg: NoiseGard 2.0 + VoiceMax + DAC + Wzmacniacz + Kontroler USB do których zbiegają się wszystkie te przewody - no i już wiadomo dlaczego przewód łączący muszle jest taki gruby - lecą nim: zasilanie, sygnały z zewnątrz, z wewnątrz, nasz głos, z anteny i sygnał audio do przetwornika. Biało-niebieska taśma to magistrala USB. W lewym dolnym rogu nieźle widoczny gumowy wałek chroniący jeden z mikrofonów zewnętrznych przez wibracjami. Zielona płytka wisząca na kabelku to port audio widziany od tyłu. Dopiero po rozkręceniu widać czarno na białym (a dokładnie to złoto na zielonym) jak niesamowicie skomplikowanym urządzeniem są bezprzewodowe słuchawki z aktywnym tłumieniem. Do jakich rozmiarów posunięta została miniaturyzacja i że wykorzystane podzespoły elektroniczne nie wyglądają na powszechnie dostępne z półki. Sporo jak na słuchawki, a pomyśleć, że do niedawna wystarczały nam jedynie dwa przetworniki i trzy druty.
CZYTAJ CAŁĄ RECENZJĘ |