MONSTER: BLASTER BLACK
Autor: Waldemar Nowak • 21 marca 2019Oglądając stare amerykańskie filmy (sprzed 30-tu paru lat), czasem aż się łezka w oku kręci na widok rosłego afro-amerykanina niosącego na ramieniu boombox’a (obowiązkowy atrybut tamtego okresu), czyli wielki przenośny radiomagnetofon.
Na Wikipedii poświęcony jest temu zjawisu spory artykuł
Latka lecą i co jakiś czas różne firmy powracają do tej koncepcji, jednak interpretowanej na współczesny sposób. Rolę kaset przejął streaming w smartfonie, więc to co pozostało do ogarnięcia to głośniki, dużo głośników, jak największych głośników i mocny wzmacniacz – taki też jest Monster Blaster.
Zauważyłem, że ostatnio dość często wspominam w różnych tekstach o wiośnie (np. dziś jest pierwszy jej dzień). Muszę się do czegoś przyznać – wcześniej po prostu nie zwracałem uwagi na pojawiającą się sezonowość w premierach sprzętu grającego. Aż tu nagle bum! olśniło mnie, że nie tylko grille pojawiają się w handlu, ale również słuchawki dla aktywnych, sprzęt mobilny i jak w tym przypadku wielki przenośny głośnik do robienia imprez pod chmurką.
Potencjalne zastosowania Blastera wydają się jednak znacznie szersze i równie dobrze sprawdzi się na wyposażeniu: szkół, przedszkoli, domów kultury itp., czyli wszędzie tam gdzie potrzeba nagłośnić pomieszczenie wielkości np. klasy, a nie będące jeszcze salą gimnastyczną / stadionem.
Przy okazji warto wyjaśnić sobie pewną kwestię - Monster Black (czarny z czerwonymi akcentami) jest najnowszym dzieckiem
w rodzinie głośników, które od lat współdzielą ogólną koncepcję bryły, acz różniły się zmieniającym się wyposażeniem dodatkowym, wyglądem i nieco brzmieniem - był więc złoty Rock Edition, dyskotekowy Ravebox i ostatnio szary Wireless,
przy czym każdy, z uwagi na niepowtarzalne brzmienie, był postrzegany w okresie swojej premiery jako wydarzenie
wśród rozwiązań przenośnych i stawał się przebojem kasowym
Zacznijmy od tego, że Monster Blaster jest zaskakująco ciężki. Zwracam w pierwszej kolejności uwagę na ten aspekt, gdyż będzie on miał istotne znaczenie dla sposobu użytkowania. A więc Blaster nie przypomina lekkich jak piórko chińskich wydmuszek (mimo, że sam też jest z pochodzenia chino-amerykaninem). Postawiony na podłodze / ziemi stoi stabilnie jak kamień i nie wpada grając w żadne wibracje. Wyjątkiem są bardzo gładkie powierzchnie podczas rozkręcenia go na max – ciśnienie powietrza pchanego przez trójelementowy moduł basowy jest w stanie zamienić go w poduszkowiec. Gdyby był lżejszy, to by chyba fruwał.
Blaster posiada bardzo wygodną i sztywną rączkę z ABS pokrytą od spodu gumą.
Trudno byłoby mi sobie go wyobrazić w charakterze głośnika wrzucanego do plecaka przez jadących na biwak, albo noszonego pod pachą przez dziewczyny, czy młodszą młodzież. Z drugiej jednak strony oryginalne boombox'y też były spotykane głównie w rękach rosłych mężczyzn.
Może trochę przesadzam, ale przy swoich 6 kg to jednak do najlżejszych głośników przenośnych, to on się nie zalicza.
Co zatem tyle waży? Siedem, tak aż 7 głośników! Blaster to podwójne stereo, czyli Monster V-Sound – para stereo po obu stronach (za chwilę temat rozwinę) i promieniująca w dół sekcja basowa – spory głośnik basowy plus dwie membrany bierne zajmujące całą powierzchnię podstawy. Do tego dochodzi wręcz pancerna, wodoodporna obudowa obłożona stalową osłoną perforowaną chroniącą głośniki. Całość jest bryzgoszczelna – IPX5 – czyli odporna na zjawiska pogodowe (ale nie kąpiel w basenie). Swoje też waży spory akumulator zapewniający do 12 godzin pracy ciągłej.
Siatka ochronna jest bardzo sztywna i na tyle gęsta, że głośników niemal nie widać,
zwłaszcza że kolorystycznie prawie się nie różnią, przetworniki szerokopasmowe szacunkowo mają po jakieś 2,5",
wymiary obudowy to: 203 x 457 x 203 mm (kliknij żeby powiększyć)
Od dołu jeszcze mniej widać, proszę więc przyjąć na wiarę – na środku ok. 5" basowiec plus dwie 5" owalne membrany bierne po bokach,
czarna obudowa w świetle robi się grafitowa (kliknij żeby powiększyć)
Producent nie splamił się podaniem szczegółów technicznych. Zwyczaj ten zapoczątkował bodajże Bose, a obecnie wielu amerykańskich producentów robi podobnie. Możliwe, że marketing wymyślił to, by utrudnić robienie bezmyślnych zakupów, gdyż klienci w marketach często porównują tylko "parametry" opisane na małych karteczkach i rajcują się informacjami o watach, calach, kilogramach, nie pytając nawet jak coś gra.
Patrząc na Blaster'a w takich "kategoriach", to powinien mieć etykietę z napisem 5.000 W, tak żeby zachować zdroworozsądkową proporcję w stosunku do mniejszych Bluetootowców, co to są wielkości pięści i podobno maja 100 W mocy :)
Wrażliwe na wodę otwory prowadzące do wnętrza schowane są pod gumową klapką,
widać gniazdo USB do ładowania urządzeń zewnętrznych co oznacza, że... Blaster jest też power bankiem,
cztery diody powyżej klapki informują o stanie akumulatora (widać je na zdjęciu otwierającym recenzję)
O co chodzi z tym podwójnym stereo? Ano Blaster postawiony na środku pomieszczenia lub otwartej przestrzeni gra w obie strony jednocześnie pokrywając dźwiękiem dość równomiernie przestrzeń. Taka konstrukcja ma jeszcze jedno zastosowanie – Blaster postawiony przy ścianie potrafi zagrać jeszcze głośniej gdyż sygnału z przednich i tylnych głośników sumuje się. Czy to jest rozwiązanie audiofilskie? Oczywiście nie. A czy się sprawdza? Oczywiście tak, bo gdy trwa impreza, lub dzieci tańczą w kółeczku, to nikt nie analizuje, czy przypadkiem coś tam na siebie się nie nakłada / wygasza. Ma być power!!! A tak swoją drogą już widzę oczami wyobraźni, jak audiofilska brać biegnie do inżyniera dźwięku na koncercie Stonesów i narzeka, że w 4 sektorze bas się wzbudza, a wokal mógłby być ciut czytelniejszy…
Dla ewentualnych malkontentów producent przewidział dwa profile dźwięku: do domu i na podwórko (czyt. do pomieszczeń zamkniętych i na otwartą przestrzeń) różniące się charakterystyką. Mnie osobiście najbardziej pasował outdorowy grający w pomieszczeniu.
Oczywiście nie mogło zabraknąć akcentów podświetlanych – jedna ściana „szczytowa” pełni więc rolę pulpitu sterowania,
druga służy do parowania NFC, gniazd i pokazywania stanu naładowania akumulatora.
Zdjęcie zrobione przy pochmurnym niebie, a mimo to trudno się dopatrzeć, które diody się świecą
Co jeszcze posiada współczesny boombox? Oczywiście Bluetooth z możliwością parowania przez zetkniecie obudów (NFC), wejście mikrofonowe, wejście audio po mini jacku i co bardzo przydatne – wyjście ładujące po USB, by podtrzymać przenośne źródło sygnału przy życiu. Uprzedzając potencjalne pytania informuję, że imprezy karaoke na nim nie zrobimy ponieważ wpięcie mikrofonu rozłącza Bluetooth, również w charakterze megafonu (by przekrzyczeć uczniów klasy 5a w Szkole Podstawowej nr… wpisz wedle uznania) się nie sprawdzi, gdyż nie posiadając mechanizmów opóźniających, więc będzie się łatwo sprzęgał.
Jest za to taki wynalazek jak Monster SoftPlay odpowiedzialny za utrzymywanie stałej proporcji basu do reszty pasma niezależnie od poziomu wzmocnienia.
Zasilanie realizowane jest poprzez zewnętrzny zasilacz taki jak do laptopa i prawdę mówiąc kompletnie nie rozumiem dlaczego nie został on „na wszelki wypadek” oblany jakimś elastycznym tworzywem, skoro z góry wiadomo, że nie raz przyjdzie mu się tłuc po ziemi.
Z drugiej strony jest on niezbędny bo naładowanie akumulatora trzymającego 12 h przez zwykłe USB trwałoby koszmarnie długo, a tak trwa tylko 5 h.
Podsumowanie
Jako głośnik Bluetooth z NFC sprawdza się bardzo dobrze, bardzo szybko również nawiązuje połączenie z ostatnio używanym źródłem, ale nie samymi imprezami człowiek żyje – Blaster nie potrafi grać cicho, nie posłucha się na nim cichutko muzyki w tle gdyż skokowa regulacja głośności jaką oferują smartfony ma zbyt małą rozdzielczość i brakuje tam wartości pośrednich. Z czystej ciekawości chciałem się dobrać do wnętrza, by pokazać więcej detali, ale wykręcenie wszystkich widocznych śrubek nie umożliwiło zdjęcia obudowy. Zapewne jeszcze kilka było schowane pod przyklejonymi elementami jak nóżki. Za to przy okazji upewniłem się, że to wyjątkowo solidnie wykonane urządzenie. |
A mnie się nazwa Monster Blaster i tak nierozerwalnie będzie się kojarzyła z mega przebojem Stevie Wondera – Master Blaster, oraz klasyczną serią gier Blaster Master na Nintendo
|
PS. Podczas robienia zdjęć na dworze włączyłem Blaster’a chcąc usłyszeć, jakie są jego górne możliwości w terenie otwartym i przyznam, że jak go szybko podgłośniłem, tak równie szybko go przyciszyłem – zrobiło mi się głupio wobec sąsiadów jakiego łomotu narobiłem pod oknami w ułamku sekundy – podmuchy basu poczułem na klacie, a szyby zadrżały.
Plusy dodatnie
|
Plusy ujemne
|
Taka "skromna" naklejka po wyjęciu z kartonu zdobi obudowę