Budka Suflera - Cień wielkiej góry LIVE
Autor: Lech Spaszewski • 29 grudnia 2015Posłuchajcie, jak brzmi pierwsza płyta WINYLOWA, wytłoczona w Polsce po blisko 25-letniej przerwie! Nie pamiętam, by jakikolwiek koncert zarejestrowany podczas Przystanku Woodstock doczekał się tak rozbudowanego wydawnictwa jak występ Budki Suflera, która na imponującej, ogromnej scenie zaprezentowała się 31 lipca 2014 roku.
Wydawnictwo Złoty Melon oraz zespół Budka Suflera w ramach pierwszego, wyprodukowanego po wielu latach w Polsce, winylowego wydawnictwa, przygotowały wspólnie płytę, która stanowi zapis koncertu zespołu z Przystanku Woodstock. Wyłoczeniem płyty zajęło się wydawnictw GM Records. Historyczny koncert Budki Suflera „Cień Wielkiej Góry” zarejestrowano w 2014 roku na 20. Przystanku Woodstock. Kolekcjonerska płyta została przygotowana jako album podwójny 2x145g.
Ta płyta cieszy z kilku powodów. Wszystko w niej zachwyca... począwszy od pomysłu poprzez szatę graficzną na zestawie utworów kończąc. Jak na polskie standardy, płyta jest przygotowana bardzo starannie. Posiada piękną, w charakterystycznej dla inicjatyw Jurka Owsiaka, kolorową kopertę. Jest na niej dużo informacji o samej płycie, nagraniu, zespole - jednym słowem znacznie więcej niż można się było spodziewać.
BUDKA SUFLERA
Cień wielkiej góry live, PRZYSTANEK WOODSTOCK 2014 (LP TZ 053)
strona A
INTRO (0:47)
SEN O DOLINIE (4:01)
MEMU MIASTU NA DO WIDZENIA 3:25)
TO NIE TAK MIAŁO BYĆ (5:41)
PIEŚŃ NIEPOKORNA (5:18)
strona B
NOC NAD NORWIDEM (7:54)
CIEŃ WIELKIEJ GÓRY (5:54)
LUBIĘ TEN STARY OBRAZ (9:17)
strona C
SAMOTNY NOCĄ (3:24)
SZALONY KOŃ (19:46)
strona D
JOLKA, JOLKA PAMIĘTASZ…. (6:50)
JEST TAKI SAMOTNY DOM (7:29)
GADUŁA JURKA (0:52)
GŁODNY (6:15)
Tekst: Michał Bigoraj
Zdjęcia: Piotr Barbachowski - dzięki uprzejmości Fundacji WOŚP.
Zespół kończy w tym roku swoją 40-letnią karierę, a podczas specjalnego koncertu, w którym zaprezentował przede wszystkim repertuar z debiutanckiej płyty „Cień wielki góry” (1975 r.), muzykom towarzyszyli powiązani z zespołem goście. Całość, poszerzona m.in. o spotkanie z grupą na woodstockowej Akademii Sztuk Przepięknych, które poprowadził jeden z inicjatorów koncertu, Piotr Metz, została wydana w postaci eleganckiego digipacku: 2 CD + 2 DVD. Oprawa absolutnie słuszna i godnie upamiętniająca tamto wielki artystyczne wydarzenie.
Pomysł na koncert zrodził się rok wcześniej, a perkusista i zarazem menedżer Budki – Tomasz Zeliszewski w 2013 r. pojawił się nawet na woodstockowym polu, by zrobić swoisty rekonesans i wybadać atmosferę. Chyba jednak ani on sam, ani pozostali muzycy Budki nie spodziewali się aż tak gorącego przyjęcia, jakie zgotowała im blisko 500-tysięczna publiczność, bez przesady nazywana przez Jurka Owsiaka najpiękniejszą publicznością świata. Muzycy Budki w pełni odwdzięczyli się za to przyjęcie, dając znakomity koncert i udowadniając dobitnie, że pomimo flirtu z popem, z którym utożsamiany jest pewien etap kariery grupy, są przede wszystkim zespołem rockowym. W dodatku takim, który ten gatunek prezentuje w sposób wyrafinowany, rozbudowany, czasem wręcz wirtuozerski. Pierwszy okres kariery grupy, przypadający na lata 70., należy do najbardziej udanych w całej historii naszego krajowego rocka progresywnego. Imponujący „Sen o Dolinie” zagrany na otwarcie koncertu świetnie rozgrzał publiczność od samego początku. Ten utwór w wykonaniu Krzysztofa Cugowskiego wypada o wiele lepiej niż jego słynny pierwowzór „Ain’t No Sunshine” (z 1971 r.) w wykonaniu Billa Withersa.
Podczas woodstockowego występu popularny „Cug” dodał od siebie jeszcze kilka charakterystycznych wokaliz. Drugim w kolejności był bodaj najbardziej hardrockowy kawek w całej twórczości grupy, mający tempo i rockową oprawę, których nie powstydziliby się nawet muzycy Deep Purple. Mowa oczywiście o utworze „Memu miastu na do widzenia”, w którym zespół wspomógł syn Krzysztofa Cugowskiego – Piotr, a oprócz tego przedstawieni zostali także dwaj gitarzyści towarzyszący grupie podczas koncertu: drugi z Braci Cugowskich Wojtek oraz Mietek „Mechanik” Jurecki. Ten drugi formalnym członkiem grupy już wprawdzie nie jest, ale w Budce z przerwami grał w latach 1981–2003 a w tym roku jest bardzo częstym gościem koncertów w ramach pożegnalnej trasy „A po nocy przychodzi dzień”. Zespół, którego trzon od 40 lat stanowią obdarzony znakomitym, rockowo-operowym wokalem Krzysztof Cugowski, klawiszowiec Romuald Lipko – jeden z najlepszych kompozytorów w historii polskiej muzyki rozrywkowej, oraz wspominany już wcześniej energiczny i precyzyjny perkusista Tomasz Zeliszewski, uzupełniali: gitarzysta Łukasz Pilch i grający na basie Mirosław Stępień oraz gościnnie śpiewające w chórkach Tatiana Rupik i Małgorzata Orczyk.
Kolejny numer był kawałkiem świetnie udowadniającym tezę, że Budka znakomicie prezentowała się także w latach 80. – mam bowiem na myśli piękną balladę „To nie tak miało być” (1988 r.), w której popisową solową partię zagrał Jurecki, który podczas koncertu, poza gitarą, grał także na kontrabasie elektrycznym. Następnie przyszła pora na dwie kompozycje z drugiej studyjnej płyty zespołu „Przechodniem byłem między wami” (1976 r.): monumentalnie zaśpiewaną „Pieśń Niepokorną” oraz „Noc nad Norwidem”, po których zespół ponownie wrócił do repertuaru z pierwszej płyty: „Cień wielkiej góry”, „Lubię ten stary obraz”, oraz „Samotny nocą”.
Krzysztof Cugowski
Zwłaszcza pierwszy utwór, będący tytułowym kawałkiem płytowego debiutu formacji a zarazem tytułem woodstockowego koncertu, wypadł majestatycznie i nostalgicznie, ściskając za serca ogromną publiczności. Nie bez znaczenia był tekst autorstwa Adama Sikorskiego, odpowiedzialnego także za teksty wszystkich wspomnianych wcześniej utworów (poza „To nie tak miało być” i „Samotny nocą”). Zresztą Budka zawsze miała szczęście do wybitnych tekściarzy, pisali dla niej m.in. Andrzej Mogielnicki (autor zagranego na bis utworu „Głodny”) czy Bogdan Olewicz, odpowiedzialny m.in. za wspomniane wcześniej „To nie tak miało być”. Inny świetny tekściarz – Marek Dutkiewicz – jest zaś autorem i bohaterem słów, które podczas koncertu zostały wyśpiewane chóralnie przez niemal całą widownię i do spółki z muzyką oraz charakterystycznym wokalem składają się na jeden najbardziej rozpoznawalnych polskich utworów. Mowa oczywiście o „Jolka, Jolka pamiętasz”, zaśpiewanym jak zwykle bardzo pięknie i emocjonalnie przez Felicjana Andrzejczaka (którego wspomagali Krzysztof i Piotr Cugowscy), kolejnego gościa zespołu, a także wokalistę Budki w latach 1982–1983.
Po tym absolutnie magicznym momencie koncertu przyszła pora na blisko 20-minutową piękną, rozbudowaną suitę „Szalony koń” (w której szczególnie imponowała muzyczna oprawa Lipki), świetnie świadczącą o progresywnym rodowodzie grupy. Na koniec popłynęły zaś dźwięki i słowa, które w tym roku brzmią jakże szczególnie – „A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój” z utworu „Jest taki samotny dom” (obydwa utwory także pochodzą z „Cienia wielkiej góry” i są autorstwa Sikorskiego). Zespół zagrał jeszcze bis w postaci utworu „Głodny”, udowadniającego, że nawet na uznawanej za popową płycie „Nic nie boli, tak jak życie” (1997 r., zawierającej m.in. wielki przebój „Takie Tango”) były rockowe kawałki. Tak po burzy oklasków, podziękowaniach zarówno zespołu, Owsiaka, jak i publiczności, która chóralnie odśpiewała artystom „100 lat”, ostatni (nie licząc krótkiego występu na Festiwalu Solo Życia w Lublinie 29 sierpnia) występ zespołu przed festiwalową publicznością dobiegł końca.
Tomasz Zeliszewski
Już wówczas szczerze wzruszony Jurek Owsiak wiedział, że musi z tego powstać DVD. Wspaniale, że zdania nie zmienił, tym bardziej, że koncert z pewnością usatysfakcjonował samych muzyków, którzy mieli przedtem pewne obawy. Niewiele jednak miesiąc po koncercie Krzysztof Cugowski, będący cały czas w nadzwyczajnej wokalnej formie, mówił o nim:
Był przede wszystkim pokazaniem młodej publiczności, bo trzeba sobie powiedzieć jasno, że publiczność Przystanku Woodstock to głównie ludzie młodzi, naszej dawnej twórczości. Myślę, że dla przeważającej większości tych ludzi repertuar, który zagraliśmy, był niespodzianką, i na pewno takiej Budki Suflera nie znają. I dlatego jest chyba naszym sukcesem, że oni ten repertuar w pewnym momencie zaakceptowali i reagowali na niego doskonale. Nie mówię oczywiście o piosence „Jolka, Jolka pamiętasz”, która jest przebojem znanym przez małych i dużych, ale np. suita „Szalony koń” to jest bardzo trudna muzyka. Komuś może się wydawać, że jest inaczej, natomiast jest to muzycznie i technicznie bardzo trudna muzyka. To, że oni to przyjęli, sprawia, że jestem pod ogromnym wrażeniem.
Od siebie dodam, że przyjęli to z wielkim entuzjazmem i podziwem.
Nagranie - strona techniczna
Do testu przygotowaliśmy całkowicie nową płytę - jedną z kilku, które zostały przekazane redakcji INFOAUDIO.PL na świąteczne konkursy z nagrodami. Przede wszystkim nasze pierwsze obawy skupiały się wokół aspektu technicznego wytłoczonej płyty, a poza tym zastanawialiśmy się jak mocno nagranie, które miało już swoją premierę na nośniku cyfrowym, różnić się będzie od swojego analogowego odpowiednika.
Płyta jest przygotowana bardzo starannie. Odnosi się to zarówno do okładki jak i samych krążków. Jedyne zastrzeżenia możemy mieć do kopert, które tradycyjnie wykonano z papieru. Obwoluty są bardzo starannie wydrukowane, uwagę przyciąga piękna - typowa dla Jurka Owsiaka i przystanku Woodstock - szata graficzna.
Płyty, które mieliśmy w teście zostały starannie wytłoczone, choć jedna z nich wykazywała tendencje do "pływania". Nie stwierdziliśmy przesłuchów, nadmiernie występujących trzasków i szumów, wytłoczone egzemplarze nie wykazywały tendencji do "mimośrodowania". Wysoka dynamika - w adekwatnym stopniu oddała charakter nagrania. Choć - i to pytanie do realizatora - wydawało nam się, że w różnych utworach ta dynamika jest zmienna.
Tu warto chwilę zatrzymać się na aspekcie realizacji nagrania. Każdy kto uczestniczył w koncercie na Woodstock doskonale pamięta atmosferę tego miejsca, scenę i warunki nagłośnieniowe. Ta ogromna scena jest bez wątpienia jedną z największych tego typu w Polsce. Otwarta przestrzeń, zazwyczaj doskonałe i doskonale przygotowane technicznie nagłośnienie rodzą konsekwencje, które stanowią o sile przekazu. Dodatkową okolicznością jest publiczność, która przed sceną stanowi często grupę kilkudziesięciu tysięcy młodych ludzi. Taki koncert, w tym miejscu jest niewątpliwie niesamowitym przeżyciem i oddanie tej atmosfery na płycie wydaje się być trudnym zadaniem. Jeśli chodzi o aspekt wierności z koncertem - nie zawahałbym się wystawić realizatorowi - najwyższej z możliwych ocen. Na nagranie jest dokładnie wszystko z czego skałda się ono w wersji live. Jest śpiewająca i gubiąca rytm publika, są dwaj wokaliści (Cugowski, Andrzejczak) z głosami tak charakterystycznymi, że wybaczamy im drobne potknięcia, wokalne wyścigi i delikatne fałsze. To jest koncert, gdzie wszystko mogło się wydarzyć i na nagraniu to słychać. Jest tu stereofonia i ten rodzaj przestrzeni, które znacząco różnią się od tego co dzieje się w studio. To nagranie ma swój klimat live i nie znajdziemy tu wysmakowanych detali, które wypełniają przestrzeń delikatnością dzwonków, subtelnych muśnięć i temu podobnych ozdobników. Jest za to dużo energii i czadu, które potrafią momentami górować nad porządkiem i ładem.
Zgodnie z tym co napisano wewnątrz okładki: po prostu trzeba usiąść wygodnie w fotelu, można zamknąć oczy i drzwi na klucz, bo ustawienie głośno potencjometru wzmacniacza może być przyczyną sąsiedzkich interwencji, ale tylko wówczas i to bez większych problemów, przeniesiemy się na przystanek Woodstock w 2014 roku.
Ogólnie rzecz biorąc, jak na debiut, to bardzo dobre wydawnictwo. 5 gwiazdek otrzymuje w zasłużony sposób - bez żadnego problemu.
W teście wykorzystano urządzenia analogowe: preamp i wzmacniacz polskiej firmy MUARAH
Sprzęt użyty w teście
Sprzęt
- Gramofon - Nothingham Analogue Hyperspace
- Ramię - Morch MP6 12"
- Wkładka - Lyra Scala
- Phonostage - Muarah Mu-2
- Wzmacniacz I - Muarah Mu-4
- Wzmacniacz II - McIntosh MA6700
- Kolumny - JAMO R907