Czy DAC Wadia DI122 - jest dobrym przetwornikiem?
Autor: Andrzej Grochowski • 13 października 2015- Bardzo dobra relacja jakość/cena.
- Bardzo dobra stereofonia, lokalizacja instrumentów i głosów.
- Naturalne, zgodne z zamierzeniami producenta, wyeksponowanie przedniego planu sceny.
- Prosta obsługa, intuicyjny pilot, estetyczny projekt.
- Zasilacz impulsowy będący źródłem zakłóceń.
- Brak wejścia optycznego.
- Cyfrowy nalot w brzmieniu, który można uznać także za zaletę - jeśli cenimy nieco mocniej podkreśloną szczegółowość.
Wspominając historyczne urządzenia firmy Wadia braliśmy do ręki przetwornik DI122 z uczuciem lęku, obaw i niedosytu. Pamiętając legendarną dziś markę z jej wielkimi i potężnymi urządzeniami to stojące przed nami maleństwo wyglądało jak zasilacz do jednego z nich. Ktoś nawet - próbując być dowcipny - zapytał, czy nie jest to jakiś nowy MAC mini.
Faktycznie urządzenie gabarytami i wyglądem przypomina nieco uwielbiane lub znienawidzone produkty koncernu z Cupertino. Nie jest to już ta typowa kanciasta stylistyka z charakterystycznym szarym, szczotkowanym metalem. Współczesny produkt nawiązuje do swoich protoplastów jedynie zaokrąglonymi narożnikami i płaskim panelem przednim.
Reszta to typowy nowoczesny projekt: praktycznie do niczego nie można mieć zastrzeżeń. Aluminiowa obudowa została uzupełniona elegancką, czarną płytą wierzchnią z logo firmy, które pojawia się także na froncie. Jego lokalizacja i wygląd to kolejne nawiązanie do tradycyjnych starych klocków Wadii.
Minimalistyczny panel przedni to zaledwie 4 elementy: gniazdo wyjściowe Jack 6.3 mm dla słuchawek, wyświetlacz oraz dwa przyciski funkcyjne: zmieniacz wejść oraz przycisk STANDBY/ON.
Panel tylny także niczym nie zaskakuje. Mamy tu do dyspozycji komplet wszelakich wejść i wyjść ułożonych w logiczny sposób. Patrząc od lewej: gniazdo zasilające 230V, wejścia TRIGGER IN/OUT, 2 złącza USB, 2 wejścia cyfrowe RCA oraz 2 cyfrowe optyczne, a ponadto klasycznie komplet wyjść: niezbalansowane RCA oraz symetryczne XLR.
Bogatszy w przyciski jest pilot zdalnego sterowania. Jeśli ktoś będzie korzystał przy tym DAC ze słuchawek wpiętych bezpośrednio do niego, okaże się niezastąpiony. Zapoznanie się z "topografią" przycisków nie wymaga wielkiej filozofii. Każdy z nich opatrzono czytelnym piktogramem, ponadto pilot jest solidnym kawałkiem metalowej obudowy, zasilanej niestety baterią, którą znalazłem w domu w... kuchennej wadze. Litowe ogniwo 3V CR2032 dość łatwo aplikuje się otwierając małą kieszonkę z tyłu pilota. Jeden przycisk na nim nas zadziwił - był to balans - coś, co nie jest często spotykane w urządzeniach cyfrowych.
Odsłuch
Po przewiezieniu DI122 z siedziby Horn Distribution do naszego pokoju odsłuchowego byliśmy z lekka przerażeni. Musimy to napisać, bo pierwsze wrażenia otarły się o rozpacz. Chłód bijący od wariujących w pokoju cyfrowych, zimnych dźwięków powodował u nas gęsią skórkę i pomimo panującego na dworze, nawet nocą, upału mieliśmy dreszcze. Dzwoniłem do chłopaków co kilka dni mówiąc:
- Panowie jeszcze nie, dajcie jej jeszcze kilka dni...
I tak też się stało, gdy proces ocieplania brzmienia zatrzymał się i przetwornik zaczął być sonicznie stabilny, zadzwoniłem do wszystkich oznajmiając nie bez radości: - Wadia jest gotowa!
Od samego początku, zaraz po wysłuchaniu pierwszego utworu, stało się dla nas jasne, że prawdopodobnie poróżnimy się w opiniach i nie uda się tego wieczoru wypracować wspólnego zdania. Dlatego, gdy się w tym utwierdziliśmy, postanowiliśmy nasze wrażenia opisać w postaci dwóch odrębnych opinii. Jednym się podobał, innym wręcz przeciwnie, jedni go chwalili za wygląd, inni - głównie osoby z obozu tradycjonalistycznego - nie byli w stanie zaakceptować tej nowoczesności.
Jednak głównym powodem naszych rozterek było brzmienie. Początkowo DI122 testowana była w konfiguracji z referencyjnym, pracującym w klasie A, wzmacniaczem tranzystorowym. Dopiero na sam koniec odsłuchów zespół oceniający zamienił wzmacniacz na wzmacniacz lampowy.
Opinie zespołu testującego
Głosy w dyskusji o zaletach i wadach DAC-a WADII podzieliły nas na dwie podgrupy. To, czy obserwowana analityczność przekraczała magiczną granicę przesady jest kwestią otwartą - dla nas wyrazistość była przesadzona. Momentami ocierała się o zbyt ostre przerysowanie konturów. Skutkiem tego mogło być to, iż góra była jaśniejsza, błyszcząca, wręcz metaliczna. Wskazywałoby to na cyfrowy charakter brzmienia - co nie jest zaletą - szczególnie dla miłośników ciepłego i zaokrąglonego brzmienia. Bardzo wyraźnie było to słychać w wokalu na płycie "The Raven" Rebecca Pidgeon - to bardzo starannie zrealizowane nagranie Chesky Record straciło nieco ciepła i uroku.
Różnica ta okazała się jeszcze bardziej wyraźna, gdy zamieniliśmy wzmacniacze. W sposób naturalny urządzenie lampowe złagodziło ten cyfrowy charakter, tranzystorowe zaś (pomimo że używaliśmy wzmacniacza hybrydowego) podkreśliło go.
Najmniej problemów mieliśmy z określeniem zjawiska pogłębienia sceny. Wadia w sposób - nazwaliśmy go "naturalny" - eksponowała przód, lekko go wypychała i było to szczególnie widoczne w nagraniach, gdzie, na przykład, wokalistka stała przed zespołem. Tu podobnie - jednym to się spodoba, innym nie i trudno jest to jednoznacznie nazwać wadą czy zaletą - po prostu taka cecha. Ta stworzona dodatkowa pozorna przestrzeń pozwala łatwiej dostrzec instrumenty, ale czy jest ładna - to kolejna dyskusyjna sprawa.
W wyraźnej opozycji do tego, co powyżej, powstała nieco inna opinia. Doszliśmy też do wniosku, że rozbieżność niektórych spostrzeżeń oraz ostateczna ocena ich wpływu na całość brzemienia tego przetwornika to w dużej mierze kwestia gustu i przyzwyczajeń.
Analityczność sceny
W konfiguracji ze wzmacniaczem tranzystorowym WADIA zabrzmiała bardzo analitycznie, precyzyjnie, z dobrą informacją przestrzenną, zarówno pod względem szerokości, jak i głębokości sceny. Zdecydowanie wykraczała ona poza kolumny głośnikowe, dawała także uczucie niesamowitej głębi. Przy niektórych utworach - szczególnie tam, gdzie mieliśmy do czynienia z nieco wysuniętym do przodu wokalem - odniosłem wrażenie, że solista jest bardzo blisko mnie, może półtora metra, nie więcej. Wadia posiada niezwykłe zdolności w zakresie “wysuwania” części pierwszego planu do przodu.
Ale nie jest to zjawisko słyszalne na każdej z płyt. Jest to cecha, czy może zdolność, z której urządzenie “korzysta” jedynie w przypadku tych nagrań, które rzeczywiście zostały nagrane z mocno wysuniętym pierwszym planem.
Powstaje zatem pytanie: czy to dobrze, czy źle? Jeśli w pierwotnym zamierzeniu nagrania takie właśnie było ustawienie wykonawców i takie zamierzenie realizacyjne producenta - to dobrze. Proszę zauważyć, że przetwornik eksponuje tylko część, a nie całą realizację - czyli prawdopodobnie wiernie przekazuje to, co zostało nagrane. Nie jest to sytuacja, w której każdy bez wyjątku materiał muzyczny jest “wypychany do przodu”.
Podobnie rzecz się ma w stosunku do tylnej granicy sceny muzycznej. Wadia bez trudu tworzy wielopłaszczyznowe obrazowanie głębi sceny muzycznej. W przypadku naszych ulubionych utworów symfonicznych wykonywanych przez duże składy orkiestrowe, koniec sceny słyszalny był wiele metrów za kolumnami.
Precyzja
Przy opisie tej części przytoczmy cytat z wypowiedzi Zygmunta:
Zapytacie w tym miejscu: no dobrze, ale... rozmyta czy nie rozmyta? No i tutaj kolejne zaskoczenie. Otóż to nie była scena malowana pędzlem. Nie była scena rysowana węglem, z dodatkowym rozcieraniem konturów wacikiem. To była scena rysowana ołówkiem - takim automatycznym, na grafit o średnicy 0,5 mm.
Ostrość konturów była wybitna: nie było niedookreślonych krawędzi, nieoznaczoności, nie było miśkowatej, rozmytej optyki rodem z tych, gdy na nos założymy cudze okulary o nieco innej ogniskowej jak w naszych własnych. W przypadku WADII precyzja jest wzorcowa - wiadomo nie tylko, gdzie jest krawędź perkusji - ale jesteśmy ją w stanie praktycznie narysować w ramach mentalnego obrazu.
Neutralność
Kolejna istotna obserwacja, jaka nasuwa się już praktycznie natychmiast po pierwszych sekundach, to naturalność i autentyczność tonów średnich oraz wysokich. To, co można o nich krótko napisać, to spójność, szybkość i precyzja. Elektronik określiłby zapewne mianem “slew rate”, czyli prędkością narastania bądź opadania zbocza sygnału.
Owszem, jest to niezwykle dziwne stwierdzenie, gdyż tego typu parametry są zazwyczaj brane pod uwagę przy projektowaniu wzmacniaczy mocy. W przypadku przetworników nie jest to kwestia, na którą się zazwyczaj zwraca uwagę. Jednak w Wadii ta szybkość natarcia była namacalna i bardzo wyczuwalna. Uderzenia perkusyjnych mioteł o talerze były perfekcyjne - wręcz słychać było, że są to uderzenia metalu o metal. Podobnie zabrzmiał wibrafon w "Jazz at the Pawn Shop", który również zadziwiał autentycznością faktury każdego uderzenia. Zdolność do bardzo szybkiego przechodzenia przetwornika WADIA od stanu absolutnej ciszy do bardzo wysokich poziomów sygnału jest czymś niezwykłym. WADIA cechuje się, w moim odczuciu, zdecydowanym, pełnym autorytetu i autentyczności natarciem. Mówiąc bardziej obrazowo... ona posiada to “coś”, że jak ktoś w treści nagrania niechcący upuści szklankę i ta się stłucze, to słuchacz podskoczy od tego nagłego dźwięku.
Bas i klęska urodzaju
Jeśli chodzi o bas, to trudno mi tutaj operować kategoriami, czy go było za dużo, za mało, czy w sam raz. A to wskazuje, że był po prostu autentyczny, dokładnie taki, jaki być powinien.
Utwory, w których jest go niewiele - tak właśnie będą się odtwarzały. Utwory, w których jest jego bogactwo, dawały popalić. Urzekło mnie w tym basie to, że był dobrze kontrolowany. Wsłuchując się w głosy oponentów, którzy twierdzili, że bas był trochę “chudy” powiemy, że on po prostu nie był sztucznie podbity. Był autentyczny, namacalny, a do tego również niezmiernie szybki. Te wszystkie cechy ułatwiały wyobrażanie sobie instrumentów. Szybkość - cecha niejako wspólna dla wszystkich podzakresów słyszalnego pasma - szybkość, dla której synonimem mogłoby być określenie “analityczność” czy też “bogactwo detali”, niosła ze sobą pewien aspekt, który dla niektórych słuchaczy mógłby stanowić pewien problem - coś w rodzaju klęski urodzaju.
Osobiście lubię analityczny sposób prezentacji z bogactwem informacji przestrzennej, ale powstaje pytanie, skąd przetwornik to bogactwo pobiera. Odpowiedź wydaje się prosta: z nagrania, on po prostu precyzyjnie odtwarza to, co zostało nagrane.
Słuchawki
Korzystając z okazji równolegle prowadzonego testu bardzo dobrych słuchawek firmy AUDEZE tylko utwierdziliśmy się w przekonaniu, że nasz punkt widzenia jest słuszny. Są nagrania, które nie przestaną nas zadziwiać - głównie dlatego, że co jakiś czas wracając do nich na coraz lepszym sprzęcie, dowiadujemy się o nich czegoś nowego. I nawet jeśli wydaje nam się, że realizację znamy już tak dokładnie, że lepiej nie można, okazuje się nagle, że słyszymy coś nowego. Tak też było z moją ulubioną płytą zespołu Bad Plus, tak jest z Pink Floyd, tak samo brzmią realizacje Reference Recordings. Okazuje się bowiem, że te doskonale znane nam nagrania mogą nadal cieszyć odkryciem czegoś nowego i WADIA to pokazała.
Wadia z lampą
Po dokonaniu tej zamiany od razu wyczułem, że to było to! Z jakichś powodów - co do których trudno jednoznacznie rozstrzygnąć czy wyrokować - DI122 nie zgrywał się optymalnie z tym tranzystorowym piecem. Gdy tylko nastąpiło przepięcie konfiguracji z tranzystora WILE na wysokiej klasy wzmacniacz lampowy, to był właśnie ten moment, w którym znaleźliśmy się w przysłowiowym siódmym niebie.
Zniknęło całe to “męczenie”. Zniknęło to “zimno”. Wadia DI122, w zestawieniu ze wzmacniaczem lampowym zagrała po prostu wybitnie. Czułem się wysoce ukontentowany w kwestii ilości informacji przestrzennej oraz jej nowej formy prezentacji, która nie powodowała już teraz potencjalnego zmęczenia u słuchacza. Spora grupa instrumentów stała się o tę szczyptę bardziej naturalna, pojawiło się pewne ocieplenie dźwięku, można wręcz mówić o pewnym “wypełnieniu” kształtów. Zupełnie jak gdyby te precyzyjnie narysowane, szarym ostrym ołówkiem ciągnione kreski ktoś pokolorował.
Dźwięk, pomimo że nadal obfitujący w bogactwo informacji i szczegółów, stał się niezwykle ciepły, przyjazny, tworząc specyficzny klimat. Noga sama tupała.
Ale wracając do Wadia DI122: po zamianie wzmacniacza na lampowy - jedyny dylemat, jaki pozostał, to czy nadal siedzieć przykutym do fotela i słuchać, czy też alternatywnie, stracić część tego strumienia rozkoszy i udać się po świece, zapałki, kieliszki no i butelkę dobrego wina.
Osobiście, gdyby dane mi było jeszcze kiedyś ten przetwornik DI122 na spokojnie w zaciszu domowym potestować, to NA PEWNO od razu wykonałbym eksperyment, polegający na połączeniu go ze wzmacniaczem lampowym, ale w konfiguracji uwzględniłbym następujące dwa elementy:
- niskoindukcyjne przewody głośnikowe,
- przewody interkonekt (DAC - wzmacniacz) wykonane na bazie węgla.
Doświadczenie podpowiada mi, że w takiej konfiguracji, z takim okablowaniem, WADIA stałaby się bezdyskusyjnym mega terminatorem i wymiataczem, pozostawiającym słuchacza w stanie totalnego zauroczenia i zachwytu.
LABORATORIUM - zasilaczNo i to by było w zasadzie na tyle o tym przetworniku… prawie, bo jest jeszcze pewna drobna a zarazem bardzo ciekawa kwestia dotycząca zasilania WADII. Zasilacze impulsowe to bardzo wydajne pod względem energetycznym urządzenia. Ich sprawność sięga nawet 90%. Służą do konwersji napięcia zmiennego z gniazdka elektrycznego na określone napięcie stałe - zazwyczaj o znacznie niższej wartości. Niezwykle tanie pod względem kosztów wytwarzania w masowej produkcji, są tym, co księgowi tudzież inni dusigrosze wręcz kochają. Niestety ekonomia w hi-end bardzo często nie ma zastosowania, a brak księgowych w firmie jest jednym z najprostszych, ale też często najmniej ekonomicznych, sposobów poprawiających jakość brzmienia urządzeń audio. Wydawałoby się, że są nowoczesne, wydajne i wspaniałe. Niestety, zasilacze impulsowe, najprościej ujmując, robią dokładnie to, co mają w nazwie, czyli impulsują. Sieją zakłóceniami, które są bezpośrednią konsekwencją istoty ich działania. Nie trzeba być elektronikiem, aby słysząc słowo “impulsowe”, na samą myśl o jakichkolwiek cyfrowych impulsach zakłócających, zapaliła nam się od razu czerwona lampka ostrzegawcza. Niektórzy (dyrektorzy finansowi) powiedzą, że to zabobony, a niektórzy (audiofile), że być może coś jest jednak na rzeczy. Zaiste, staram się we wszelkich moich konstrukcjach, jeśli to jest tylko rozsądnie i ekonomicznie możliwe, unikać tego typu rozwiązań, czyli zasilaczy pracujących na bazie przetwornic impulsowych (SMPS - Switch Mode Power Supply). A dlaczego o tym piszę tutaj? Z kilku powodów. Po pierwsze, w standardowym wyposażeniu DI122 znajduje się zewnętrzny zasilacz impulsowy. Po drugie DAC, w samej swojej istocie, jest już urządzeniem po części cyfrowym, które ma swoje własne cykle przełączania i szpilkowe piki poboru energii z zasilacza. Co się stanie, gdy połączymy “cyfrowe szpilki zapotrzebowania” z “cyfrowym sposobem podawania" energii? Efekt będzie zgoła podobny, jak gdyby połączyć psa i kota w jednej ciasnej klatce. Ciarki mi chodzą po moim konstruktorskim grzbiecie, gdy zaczynam myśleć o złożonych, wysoce przypadkowych i niekorzystnych wzajemnych interakcjach, jakie mogą w pewnych warunkach z takiego zestawienia wynikać. Krocząc drogą braku zaufania do decyzji dyrektorów finansowych oraz postępując zgodnie z własnymi preferencjami przygotowaliśmy swoją wersję zasilania. Samodzielnie zmontowany, staromodny zasilacz transformatorowy, z liniową stabilizacją napięcia. Normalny zasilacz z prostownikiem, dobrą filtracją na kondensatorach oraz mega wypasionym tranzystorem mocy, na mega radiatorze, które to wydzielały zupełnie nieprzyzwoite ilości ciepła (czyli dokładnie tak, jak lubimy). Urządzenie WADIA DI122, zasilane ze swojego standardowego zasilacza, pracuje bardzo przyzwoicie. Większość naszego odsłuchu, w tym również ta część z wykorzystaniem wzmacniacza lampowego, odbywała się właśnie na standardowym zasilaczu.
Na 25 minut przed końcem sesji odsłuchowej - dla spokoju sumienia i oczywiście zaspokojenia ciekawości - przetestowaliśmy konfigurację na bazie tego hobbystycznego zasilacza liniowego. Z drżącymi rękoma podłączyliśmy DAC do tego topornego kaloryferka, który metodą brutalnej siły wymusza stabilne i niezmienne napięcie na swoim wyjściu, a całą niestabilizowaną i chwiejną “nadwyżkę” napięcia DC wytraca na swoim szeregowym elemencie regulacyjnym, czyli na pancernym tranzystorze z radiatorem. Tranzystor nieco leciwy, starej daty, wyglądający jak ruski czołg z czasów zimnej wojny. Taki solidny, jakie to kiedyś dla wojska wykonywali. Stary ale jary, zdolny do obsługi dużych prądów i do wytracania dużej mocy. Stąd to wcześniejsze określenie “kaloryferek”.
|
Subiektywne wrażenia z odsłuchu na wzmacniaczu lampowym nie były oczywiste i uchwytne natychmiast, więc dla potwierdzenia na moment wróciliśmy do konfiguracji ze wzmacniaczem tranzystorowym i zasilaczem liniowym. Rezultat okazał się być podobny: wygładzone brzmienie, ale teraz bardziej namacalne, a efekt aksamitu jeszcze bardziej rozpoznawalny. Cała wcześniejsza “ostrość” wynikająca z natłoku informacji zniknęła. Dźwięk stał się po prostu milszy, łagodniejszy, mniej męczący.
Oj, ta Wadia to nam dała popalić. Jeszcze nigdy nie mieliśmy tak diametralnie spolaryzowanych i wręcz wzajemnie sprzecznych opinii w naszym wąskim gronie odsłuchowym. Ale jeśli chodzi o łagodzący efekt liniowego zasilacza DIY, to tu byliśmy zgodni.
Ponieważ wynik dyskusji nie doprowadził do ustalenia wspólnego stanowiska, poprosiliśmy jeszcze o pomoc Marka.
Ucieszyłem się na wieść przetestowania DACa „nowej” Wadii. Osobiście mam do dzisiaj Wadię 27i, zmodyfikowaną (głównie zmieniony jest w niej tor zasilania). Postanowiłem przetestować moją staruszkę vs nową Wadię. Dla równych szans, dostarczyłem ten sam sygnał cyfrowy z transportu CD Forcell Reference. Transport po totalnej modyfikacji posiada nowe zasilanie i nowy super dokładny zegar. Sygnał zaś jest oczyszczany z jittera w Genesis Digital Lens. Pierwszy kontakt z przetwornikiem WADIA DI122 był miłym zaskoczeniem. Obecna firma nie zmieniła oprogramowania do sterowania i rozkazów z pilota. Dawny, masywny sterował nowym urządzeniem, zmieniał poziom wyjściowy, wyłączał wyświetlacz, zmieniał wejścia cyfrowe, włączał i wyłączał całość.
Budowa
Obudowę wykonano z lekkiego aluminium, ale jest ona pomalowana srebrną farbą proszkową. Podstawę natomiast osadzono na skromnych gumowych nóżkach. Do górnej pokrywy przyklejony został czarny plaster szkła z logo firmy. Wymiary jak w dawnych zestawach midi Hi-Fi.
Obudowa skrywa tylko płytę główną przetwornika i pomocnicze płytki wyświetlacza oraz wyjścia słuchawkowego. Wewnątrz nie znajdziemy typowego zasilacza liniowego, z transformatorem toroidalnym, do dyspozycji mamy tylko zewnętrzny zasilacz impulsowy.
Wewnątrz główna kość to ES 9016S, oprogramowanie na Atmelu ATSAM3U2C. Cztery wejścia cyfrowe, dwa RCA, dwa optyczne (plastikowe) i USB. Zmartwił mnie brak wejścia AT&T(glassowego), bo przecież WADIA, jako jedna z pierwszych, zastosowała to najlepsze wejście cyfrowe. Na marginesie szkoda, że tak wiele firm odchodzi od tego rozwiązania. Wyjścia analogowe, para, XLR i RCA. Dodatkowo na froncie, wyjście słuchawkowe na N5532.
Odsłuch
Po dość krótkim, wstępnym odsłuchu, postanowiłem, że włączę Wadię do zasilania i pozostawię na kilka dni. Dopiero po tym czasie przystąpiłem do odsłuchu. W nagraniach:
- Aaron Copland „Fanfare For The Common Man”,
- Rachmaninow”Symphonic dances”,
- Liadov”Baba Yaga”,
- Mussorgsky ”Night on Bald Mountain”,
Bardzo dobrze wypadła stereofonia, lokalizacja, plany, brak sztucznego wypychania wykonawcy do przodu sceny.
W nagraniach:
- A.Vivaldi” Presto i Allegro non molto,
- Stevie Ray Vaughan „Tin Pan Alley”,
- Michel Portal „The Dred Scott Marker”,
- Al Di Meola „The Embrace”,
- The Eagles „Hotel California”,
- Diana Krall „Stop This World”, „Temptation”,
Poza poprzednimi zaletami, ukazała się lekko słabsza dynamika całości, mniejsza podstawa niskiego zakresu pasma. Najwięcej zastrzeżeń można mieć do basu - skąpo wypada zakres tonów niskich, a prawdopodobną przyczyną jest zewnętrzny (uproszczony) zasilacz impulsowy. Ogólnie dźwięk Wadii określiłbym jako czysty, bez artefaktów i słyszalnego natrętnego jittera, który był tak wielkim problemem w starszych przetwornikach. Ogólnie bardzo dobry przetwornik w relacji jakość/cena.
Podsumowanie
Przetwornik Wadia DI122 od samego początku stał się źródłem sporych emocji. Zazwyczaj cenimy bardziej urządzenia, które nazywamy "analitycznymi" i tak też postrzegamy ten przetwornik. W każdym zakresie pasma sygnatura analityczności jest czytelna. Spory dotyczyły głównie tego, czy subiektywny odbiór przechyla szalę zwycięstwa w stronę, którą cenimy, czy wręcz przeciwnie.
Główne pozytywne cechy tego DAC to bogactwo szczegółów oraz, jako wisienka na torcie, doskonała precyzja obrazowania. W zestawieniu z odpowiednim wzmacniaczem (chyba jednak lampowym) - gra po prostu bardzo dobrze. A jak się jeszcze zbuduje dla niej mocny zasilacz z regulatorem liniowym - to możliwe jest wejście z takim zestawem na aksamitne wyżyny.
Doszliśmy też do wniosku, że rozbieżność niektórych spostrzeżeń oraz ostateczna ocena ich wpływu na całość brzemienia tego przetwornika to w dużej mierze kwestia gustu i przyzwyczajeń. Wszystko wskazuje na to że to bardzo dobre urządzenie, o świetnym stosunku jakości do ceny.
Firma Wadia Digital, która powstała w 1988 roku i od samego początku swojej działalności zajmowała się problemami odtwarzania dźwięku wysokiej jakości.
Rodzący się pod koniec lat 80-tych przemysł cyfrowy nie od razu produkował genialne odtwarzacze CD. Zdając sobie z tego sprawę, kilku inżynierów, którzy pracowali wcześniej dla koncernu 3M, pod kierownictwem Don Wadia Moses (zmarł w listopadzie 2008), zakłada firmę Wadia Digital. Oczywiście inspirowały ich niedoskonałe odtwarzacze CD oraz, jakże częsta w tym środowisku, chęć poprawienia walorów brzmieniowych standardu CD i jakości dźwięku ówczesnych odtwarzaczy.
Pierwszy produkt nowej firmy to procesor Wadia 2000 Decoding Computer. Dzięki niemu firma zaczęła być światowym liderem i przez długie lata ekspertem w dziedzinie cyfrowej reprodukcji dźwięku. Pomysłowość inżynierów Wadia nie kończyła się tylko na tym. Przez kolejne 20 lat firma konstruowała i opracowywał nowe urządzenia oraz opatentowała rozwiązania, które stały się później podwalinami dla współczesnego Hi-End.
Wśród najbardziej znanych projektów warto wymienić DigiMaster - algorytm optymalizujący reprodukcję muzyki z płyt CD. Wadia, jako pierwsza firma na świecie, zdiagnozowała zjawisko jitter-a oraz opracowała technologię ClockLink synchronizującą transport i przetwornik DAC. Wadia, jako pierwsza firma, stosowała optyczne połączenie ST glass oraz wprowadziła nowy standard w regulacji cyfrowego poziomu sygnału wyjściowego z odtwarzaczy CD.
Parametry techniczne
Wadia DI122
- Pasmo przenoszenia: +/-0.5dB od 20Hz do 20.000Hz
- Współczynnik zniekształceń harmonicznych: 0.005%
- Poziom zmienności mocy: niesymetryczne 0 - 4.0Vrms; symetryczne 0- 8.0Vrms
- Stosunek sygnału do szumu (A-Ważony): 105 dB
- Zakres dynamiki: 98dB
- Impedancja wyjściowa: poniżej 100 ohm (symetryczne oraz niesymetryczne)
- Format cyfrowego wejścia: koncentryczne oraz optyczne SPDIF (PCM), złącze USB - PCM, DSD
- Częstotliwość próbkowania cyfrowego wejścia audio: koncentryczne oraz optyczne: 44.1kHz - 192kHz, 24-Bit; USB: 44.1kHz - 384kHz, 32-Bit (PCM), DSD64, DSD128, DXD352.8kHz, DXD384kHz
- Wejścia cyfrowe: koncentryczne 1 oraz 2: 0.5V p-p/75 ohm; optyczne 1 oraz 2: - 15 dbm do -21 dbm (TOS Link)
- USB: złącze USB Typu B
- Wejście wyzwalacza: 5-15VDC, <1mA
- Wyjście wyzwalacz: 12VDC, maksymalnie 25mA
- Zasilanie: 100-240 V, 50/60Hz przy 10 W
- Czuwanie: poniżej 0.5 W
- Wykończenie: odlew aluminiowy z przyciemnionym górnym czarnym panelem szklanym
Sprzęt użyty w teście
Sprzęt
- Wadia DI122
- Kable głośnikowe - NORTH Type D BFA + Type D BFA Bi-wire
- Napęd - Theta Basic II Transport
- Kolumny - HECO NEW STATEMENT
- Przetwornik - DIY Hornet
- Wzmacniacz - Lorelei
- Wzmacniacz Luis - WILE
- Kable zasilające - Artech, PSAudio 12 Perfect Wave, YarboSP-7000PW/wtyki-Furtech
- Listwa OEHLBACH
- Interkonekty - WILE PRO
- Napęd - Forsell Air Reference (modyfikowany)
- Przetwornik - Wadia 27i (modyfikowana)
- Anty Jitter - Genesis Technologies Digital Lens
- Kable - Van Den Hul, Kubala Sosna
- Zasilanie - Marton
- Kolumny - Lipiński Sound L707
- Wzmacniacz Marton Opusculum Reference Mk2
- Interkonekt: Kubala-Sosna Emotion
- Stoliki: 2 x SolidTech
Nagrania
- Marie Boine, Leahkastin/Unfolding - Verwe 523889-2
- The Eagles, HELL FREEZES OVER - GED 24725
- Bill Evans - Big Fun - ESC/EFA 03681-2
- Marcus Miler, Silver Rain - Koch Records – KOC-CD-5779
- The Bad Plus, For all I Care - DO THE MATH RECORDS
- Dallas Wind Symphony, Fiesta! - Reference Recordings RR-38CD
- Rebecca Pidgeon, The Raven - Chesky Records - JD115
- Al DiMeola, Kiss my axe, "The Embrace" – Tomato-R2-79751
- Aaron Copland, "Fanfare for the common man" – RR-93CD
- Antonio Vivaldi - Le Quatro Stagioni - DIVOX - SRM014 DMM-CD/SACD
- Michel Portal, Minneapolis - Universal Music France – 013 511-2
- Rachmaninow, Symphonic dances - RR96CD
- Liadov, Baba Yaga - RR82CD
- Mussorgsky, Night on bald mountain - RR82CD
- Stevie Ray Vaughan, Tin Pan Alley - EK 39304
- Michel Portal, Minneapolis - Universal Music France – 013 511-2
- Diana Krall, Stop This World, Temptation - Verve Records 0602498622469